Miały być 4 komentarze! No dobra, z racji tego, że na moim pierwszym blogu PRAWIE nic się nie dzieje, macie tu pierwszy rozdział, który co nieco wyjaśni (na pewno więcej niż prolog).
Uciekałam przez całe życie. Przed rodzicami, siostrą, opiekunkami, przed samą sobą. Zastanawiałam się, kiedy to się skończy. Kiedy minie to całe szaleństwo?
Była zima. Oczywiście moja ulubiona pora roku nie zdołała mi nic zrobić. Czułam się jak ryba w wodzie. Mijałam kolejne ulice. Błąkałam się po mieście. Raz po raz chciałam się wrócić. Do siostry, do domu...Ale nie, to byłby błąd. Tym bardziej, że tyle już szkód narobiłam. Nasza rodzina była znana w mieście, dlatego co chwilę ktoś mnie zaczepiał. Prosił o autograf, składał kondolencje, albo po prostu coś proponował. Denerwowało mnie to, że nie mam chwili spokoju na myślenie.
Skręciłam w jakąś boczną uliczkę. To był duży błąd.
Stało tam kilka nastolatków, może z dwóch już dorosłych. Wszyscy patrzyli się na mnie z miną typu:
'' Dziewczynka z dobrej rodziny trafiła w niewłaściwe miejsce.''
Że też musiałam trafić akurat teraz, kiedy moje emocje i tak są zszargane.
-Przepraszam, już sobie idę-rzuciłam i szybko odwróciłam się plecami do nich.
-Czekaj!-krzyknęła jedna z dziewczyn.-Ty jesteś Elsa...jak jej tam...No nieważne. Jesteś dziana nie? Kopsnij kilka stówek, a puścimy cię wolno.
-Nic nie mam-powiedziałam, bo rzeczywiście nic nie miałam. Wiedziałam, że jeśli nic im nie dam, moja moc się ''uaktywni'
-Coś ci nie wierzę maleńka-rzekł jeden ze starszych chłopaków. Podszedł do mnie, wyrwał mi torebkę i zaczął w niej grzebać.-Rzeczywiście, nic nie ma...Ale to cudeńko we włosach...Pewnie jest warte kupę kasy.
Jedyna pamiątka po Annie i po mamie...Nie mogłam jej mu oddać.
-To pamiątka. Coś, co mi zostało, po zmarłych rodzicach. Proszę puśćcie mnie. Nie wiecie, co zaczynacie.-rzekłam z łzami w oczach.
-Myślisz, że to mnie obchodzi?! Brać ją!
Zaczęli łapać mnie i okładać. Obrażenia nie były głębokie, potrafiłam obronić się lodem. Ale im bardziej pokazywałam im potęgę mojej mocy, tym bardziej atakowali. W końcu nie wytrzymałam. Całą swoją mocą uderzyłam w nich. Zamienili się w słupy lodu.
-Prze...przepraszam-powiedziałam zapłakana.-Przepraszam.
Pojawili się jacyś ludzie ubrani w granatowe kombinezony.
-Chodź Elso-mówili, ale ja nie słuchałam. Płakałam...
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Żadnych mebli, okien, nawet łóżka. Tylko metal. Rozprostowałam nogi i wstałam. Zakręciło mi się w głowie i zrezygnowałam ze wstawania. Bolała mnie głowa i ręce. To pewnie po tej wczo....walce. Tylko ile dni od niej minęło, gdzie jestem i co się tak właściwie stało? Odpowiedź przyszła szybko.
''Drzwi'' otwarły się po chwili. Wyszłam, bo na zewnątrz widziałam światło, które oślepiło mnie po chwili.
Na krześle obrotowym, przy drewnianym biurku siedział starszy mężczyzna. Miał siwą brodę i okulary. Schludny garnitur był moim zdaniem idealnie dobrany do jego wyglądu.
-Witaj Elso!-powiedział ciepło.- Usiądź proszę.
-Jeżeli jest pan kolejnym psychologiem-rzekłam nie pewnie od razu siadając, bo znów zaczęło mi się kręcić w głowie.-to dziękuję bardzo, ale już jestem zdrowa.
-Och Elso, nie jestem jednym z tych ludzi, którzy mówili, że jesteś nienormalna. Oni nie byli odpowiedni dla ciebie. Ja cię znam. Znam twą moc.
-Coś panu nie wierzę. Ale fakt, że wie pan o moim...przypadku, jest dość interesujący.
-Jestem Albert. Tak masz do mnie mówić. Żaden pan, dobrze?
-Dobrze, Albercie...Możesz powiedzieć mi, gdzie jestem?
-Na świecie istnieje więcej ludzi z magicznymi mocami, niż myślisz. Moim zadaniem jest izolowanie takich ludzi od regulierów.
-Że czym?
-Regulier-człowiek bez magicznych zdolności. Tutaj możesz czuć się bezpieczna Elso. To miejsce dla ciebie.
Zmniejszmy trochę liczbę:
3 KOMENTARZE=zaczynam PISAĆ kolejny rozdział
wtorek, 30 czerwca 2015
piątek, 26 czerwca 2015
Prolog
Życie. Ludzie zaczynają je od płaczu. Ale potem jest lepiej. Potem śmieją się i mają szczęśliwe życie.
-Elso?-powiedziała starsza kobieta.-Chcesz zobaczyć swoją młodszą siostrę?
Mała Elsa wbiegła od razu do komnaty. Na łóżku leżała kobieta. Obok siedział mężczyzna. Oboje spoglądali na kołyskę.
-Kochanie...-powiedział cicho mężczyzna.-Poznaj Annę.
-Ania!-krzyknęła szczęśliwa dziewczynka.
-Cii...-uciszyli ją rodzice- Ona teraz śpi.
Podeszła do kołyski. Leżała tam dzidziuś jak z bajki. Okrąglutka twarz pokryta była piegami. Uśmiechnięta Elsa zaglądała do kołyski. Nawet nie zauważyła, kiedy ze szczęścia zamroziła część kołyski. Anna zaczęła płakać. Dziewczynka gwałtownie się odsunęła.
-Elso, chyba...powinnaś już iść nasze panie muszą odpocząć-powiedział ojciec małej.
Spojrzała jeszcze na rodziców i grzecznie udała się do pokoju. W ich oczach pierwszy, ale nie ostatni ujrzała strach.
Położyła się do łóżka. Obudziła się w środku nocy. Na jej parapecie siedziała zakapturzona postać, wpatrująca się w zorze polarną.
-Kim jesteś?-powiedziała dziewczynka siadając na łóżku.
-Z tego co wiem-zaczęła postać-jesteś tu księżniczką. A one najpierw się przestawiają, a dopiero potem pytają o godność drugiej osoby.
-Masz rację-dziewczynka zsunęła się z łóżka.-Jestem Elsa z Arendelle-ukłoniła się.-A ty?
-Jestem Jack Frost-podał jej rękę. Ona odsunęła się szybko.
-Nie podchodź!-rzekła.
-Dlaczego?
-Bo jestem niebezpieczna i mogę ci coś zrobić.
-A cóż takiego? Mogłabyś mi pokazać?
Elsa wyciągnęła małe rączki przed siebie. Zaraz pojawiła się między nimi mała, magiczna kula, wokół której latały płatki śniegu.
Chłopak uśmiechnął się i kucnął przy niej. Wytworzył podobną kulę. Ta jednak była o wiele większa i latały wokół niej o wiele większe płatki śniegu.
Dziewczynka patrzyła to na niego, to na kulę. Z otwartą buzią stała tam i nie mogła oderwać od niego wzroku.
-Skoro ty jesteś niebezpieczna, ja też.-powiedział chłopak i ponownie wyciągnął dłoń w jej stronę. Ta uścisnęła ją.
Od tego momentu widywali się już co noc.
Elsa pierwszy raz kogoś skrzywdziła. Siostrę. Kogoś, kogo tak bardzo kochała. Z jednej strony była bardzo smutna dlatego, że już nigdy więcej nie zobaczy siostry. Z drugiej jednak była zadowolona, że już nigdy więcej nie zrani siostry.
-Jack!-zawołała w nocy.
-Co się stało?-nagle zjawił się chłopak.
-Jestem niebezpieczna! Ja nie chcę! Anna!
-Ci...Uspokój się. Będzie dobrze.
Chłopak przytulił dziewczynkę. W jego obecności zawsze była spokojna. Czuła, jakby był jej bratem.
-Już dobrze. A teraz idź spać.
-A opowiesz mi bajkę?
-Dobrze.
Jack swą mocą wyczarował magiczne zwierzęta i postacie. Zaraz w jej pokoju pojawiło się kilkanaście bajek, a ona sama zasnęła.
Przychodził do niej nawet w dzień.
-Jack, mógłbyś mi podać Hiacyntę?-mówiła Elsa.
-Do kogo mówisz, kochanie?-zapytała mama małej.
-Do Jack'a, mojego przyjaciela.
-Przyjaciela?
-Tak. Wiesz mamo, ma taką samą moc jak ja. On nie ma siostry, ani brata.
Mówiła o nim coraz częściej. Rodzice w końcu stwierdzili, że to nie wyimaginowany przyjaciel, a choroba psychiczna.
-Więc twierdzisz-mówił obcy pan, którego rodzice nazywali psychologiem-że masz przyjaciela, który ma taką moc jak ty?
-Tak, już mówiłam.-powiedziała Elsa.-Jest ze mną, odkąd urodziła się Anna.
Ale pewnego dnia zaczął przychodzić coraz rzadziej. Ale i tak Elsa nie przestawała o nim mówić.
-Musicie jechać?-spytała nastolatka.
-Musimy. Kiedy wrócimy wszystko się zmieni. I będzie lepiej. Obiecujemy.-powiedziała mama i przytuliła córkę.
Jej rodzice zaginęli. Może umarli.
-Jack!!!-krzyczała zdenerwowana Elsa.-Gdzie jesteś?!
-Co się stało, mrożonko?-pojawił się nagle chłopak na parapecie.
-To przez ciebie!
-Co przeze mnie?
-To przez ciebie moi rodzice umarli! Oni chcieli się ciebie pozbyć! Gdyby nie ty, nie popłynęliby tam!
-Hej, hej, hej...To nie moja wina. Przecież...
-Wynoś się. Wynoś i nigdy nie wracaj!
-Jesteś zdenerwowana. Na pewno tak nie myślisz!
-Nie myślę?! Moi rodzice nie żyją! Gdzie byłeś, jak cię wołałam?! Gdzie jak cie potrzebowałam?!
-Posłuchaj, w moim życiu coś się zmieniło....
-Co?! Nie chcę cię znać! Nie przychodź już nigdy więcej.
Gdy ją opuścił przestałą panować nad mocą. Nie miał już kto ją uspokajać. A wtedy bała się jeszcze bardziej. I koło się zamykało. W końcu uciekła.
Sprawa wygląda tak:
4 komentarze-Zaczynam PISAĆ następny rozdział
-Elso?-powiedziała starsza kobieta.-Chcesz zobaczyć swoją młodszą siostrę?
Mała Elsa wbiegła od razu do komnaty. Na łóżku leżała kobieta. Obok siedział mężczyzna. Oboje spoglądali na kołyskę.
-Kochanie...-powiedział cicho mężczyzna.-Poznaj Annę.
-Ania!-krzyknęła szczęśliwa dziewczynka.
-Cii...-uciszyli ją rodzice- Ona teraz śpi.
Podeszła do kołyski. Leżała tam dzidziuś jak z bajki. Okrąglutka twarz pokryta była piegami. Uśmiechnięta Elsa zaglądała do kołyski. Nawet nie zauważyła, kiedy ze szczęścia zamroziła część kołyski. Anna zaczęła płakać. Dziewczynka gwałtownie się odsunęła.
-Elso, chyba...powinnaś już iść nasze panie muszą odpocząć-powiedział ojciec małej.
Spojrzała jeszcze na rodziców i grzecznie udała się do pokoju. W ich oczach pierwszy, ale nie ostatni ujrzała strach.
Położyła się do łóżka. Obudziła się w środku nocy. Na jej parapecie siedziała zakapturzona postać, wpatrująca się w zorze polarną.
-Kim jesteś?-powiedziała dziewczynka siadając na łóżku.
-Z tego co wiem-zaczęła postać-jesteś tu księżniczką. A one najpierw się przestawiają, a dopiero potem pytają o godność drugiej osoby.
-Masz rację-dziewczynka zsunęła się z łóżka.-Jestem Elsa z Arendelle-ukłoniła się.-A ty?
-Jestem Jack Frost-podał jej rękę. Ona odsunęła się szybko.
-Nie podchodź!-rzekła.
-Dlaczego?
-Bo jestem niebezpieczna i mogę ci coś zrobić.
-A cóż takiego? Mogłabyś mi pokazać?
Elsa wyciągnęła małe rączki przed siebie. Zaraz pojawiła się między nimi mała, magiczna kula, wokół której latały płatki śniegu.
Chłopak uśmiechnął się i kucnął przy niej. Wytworzył podobną kulę. Ta jednak była o wiele większa i latały wokół niej o wiele większe płatki śniegu.
Dziewczynka patrzyła to na niego, to na kulę. Z otwartą buzią stała tam i nie mogła oderwać od niego wzroku.
-Skoro ty jesteś niebezpieczna, ja też.-powiedział chłopak i ponownie wyciągnął dłoń w jej stronę. Ta uścisnęła ją.
Od tego momentu widywali się już co noc.
Elsa pierwszy raz kogoś skrzywdziła. Siostrę. Kogoś, kogo tak bardzo kochała. Z jednej strony była bardzo smutna dlatego, że już nigdy więcej nie zobaczy siostry. Z drugiej jednak była zadowolona, że już nigdy więcej nie zrani siostry.
-Jack!-zawołała w nocy.
-Co się stało?-nagle zjawił się chłopak.
-Jestem niebezpieczna! Ja nie chcę! Anna!
-Ci...Uspokój się. Będzie dobrze.
Chłopak przytulił dziewczynkę. W jego obecności zawsze była spokojna. Czuła, jakby był jej bratem.
-Już dobrze. A teraz idź spać.
-A opowiesz mi bajkę?
-Dobrze.
Jack swą mocą wyczarował magiczne zwierzęta i postacie. Zaraz w jej pokoju pojawiło się kilkanaście bajek, a ona sama zasnęła.
Przychodził do niej nawet w dzień.
-Jack, mógłbyś mi podać Hiacyntę?-mówiła Elsa.
-Do kogo mówisz, kochanie?-zapytała mama małej.
-Do Jack'a, mojego przyjaciela.
-Przyjaciela?
-Tak. Wiesz mamo, ma taką samą moc jak ja. On nie ma siostry, ani brata.
Mówiła o nim coraz częściej. Rodzice w końcu stwierdzili, że to nie wyimaginowany przyjaciel, a choroba psychiczna.
-Więc twierdzisz-mówił obcy pan, którego rodzice nazywali psychologiem-że masz przyjaciela, który ma taką moc jak ty?
-Tak, już mówiłam.-powiedziała Elsa.-Jest ze mną, odkąd urodziła się Anna.
Ale pewnego dnia zaczął przychodzić coraz rzadziej. Ale i tak Elsa nie przestawała o nim mówić.
-Musicie jechać?-spytała nastolatka.
-Musimy. Kiedy wrócimy wszystko się zmieni. I będzie lepiej. Obiecujemy.-powiedziała mama i przytuliła córkę.
Jej rodzice zaginęli. Może umarli.
-Jack!!!-krzyczała zdenerwowana Elsa.-Gdzie jesteś?!
-Co się stało, mrożonko?-pojawił się nagle chłopak na parapecie.
-To przez ciebie!
-Co przeze mnie?
-To przez ciebie moi rodzice umarli! Oni chcieli się ciebie pozbyć! Gdyby nie ty, nie popłynęliby tam!
-Hej, hej, hej...To nie moja wina. Przecież...
-Wynoś się. Wynoś i nigdy nie wracaj!
-Jesteś zdenerwowana. Na pewno tak nie myślisz!
-Nie myślę?! Moi rodzice nie żyją! Gdzie byłeś, jak cię wołałam?! Gdzie jak cie potrzebowałam?!
-Posłuchaj, w moim życiu coś się zmieniło....
-Co?! Nie chcę cię znać! Nie przychodź już nigdy więcej.
Gdy ją opuścił przestałą panować nad mocą. Nie miał już kto ją uspokajać. A wtedy bała się jeszcze bardziej. I koło się zamykało. W końcu uciekła.
Sprawa wygląda tak:
4 komentarze-Zaczynam PISAĆ następny rozdział
Subskrybuj:
Posty (Atom)