niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 12 ZAKOŃCZENIE

    Szybko pochowano Elsę. Może po to, by Jack nie mógł na nią patrzeć i wmawiać sobie, że żyję. A może po to, by ukryć wszelkie ślady jej istnienia. W każdym razie jej grób już dwa dni po tym wydarzeniu stał na najwyższej górze na biegunie. Jack bywał tam częściej niż powinien. Wpatrywał się w niego i pytał: Czemu?
  W jednostce dowiedzieli się o jej śmierci dopiero tydzień po wypadku.Na początku wiedzieli o tym tylko Strażnicy. Zajęło im sporo czasu, by się tam dostać. A potem bali się im powiedzieć. Pierwsza dowiedziała się Ines i to ona pomogła wejść strażnikom do jednostki. Wytypowano Wróżkę Zębową, aby powiedziała im o strasznym losie Elsy.
 Wszyscy rozpaczali. I ci, którzy znali ją bardzo dobrze i ci, którzy traktowali ją jako szefową. Ale najbardziej rozpaczali jej przyjaciele.
  Melisa siedziała na swoim łóżku. Ubrana na czarno, blada, smutna. Łzy spływały jej po policzkach, a ona już tego nie kontrolowała. Chciała być sama i z wszystkimi, śmiać się i płakać, krzyczeć i szeptać. Zastanawiała się, po co jej jest moc uzdrawiania, skoro nie może jej pomóc. Przypominała sobie Elsę, kiedy jeszcze żyła. Jak pierwszy raz się zobaczyły, jak się nienawidziły, jak ktoś zamknął je w pokoju, by się pogodziły. Jak się przyjaźniły i zżyły. Ale jedno wspomnienie była na tyle silne, że pamiętała je teraz, kiedy już jej nie ma.
   -Ty...-powiedziała niepewnie Melisa. Już wtedy byłą bardzo żywiołowa, ale uspokajała się w pobliżu przyjaciółki-...byłaś tam na zewnątrz, nie?
-Jasne, a ty nie?-zapytała zdziwiona Elsa.
-Nie, to znaczy byłam, ale sama rozumiesz, miałam dwa lata. Nic nie pamiętam. Czy...mogłabyś mi opowiedzieć?
-Co?
-No, jak tam jest...
Elsa zachichotała i opadła na łóżko. Teraz leżała obok Melisy i obie wpatrywały się w sufit.
-Świat jest okropny. Ale mogę opowiedzieć ci co nieco o którejś z pór roku. Którą wybierasz?
-A co to są pory roku? To coś jak pory dnia? Opowiedz mi o wszystkich!
-No dobrze. Pór roku jest cztery. Zaczniemy od wiosny. Następuje po zimie, o której powiem potem. W czasie wiosny na ziemi rośnie zielona trawa. Rano osiada na niej rosa, takie małe kropelki wody, jak chodzisz bosymi stopami, to potem są całe mokre. Słońce świeci delikatnie, ptaki rozpoczynają swe trele. Ludzie, którzy mają alergię zaczynają kichać przez pyłki kwiatów.  Potem następuje lato. Bardzo ciepłe. Wręcz gorące. Nie za bardzo je lubię, sama rozumiesz. Rośliny dojrzewają, pojawiają się pierwsze warzywa i owoce. Ludzie wyjeżdżają na wakacje nad morze, w góry. Jedzą lody, by tylko się ochłodzić. Następnie przychodzi jesień. Liście, które dotąd były zielone stają się brązowe i opadają na ziemie. Zaczynają się zbiory. Wszystko dojrzewa i przygotowuję się do zimowego snu. Ludzie chodzą parkami szurając liśćmi. Padają deszcze, cały czas jest mokro. Aż w końcu przychodzi zima. Moja ulubiona pora roku. Zima. Pada śnieg, jest zimno. Dzieci lepią bałwany, rozpoczynają się bitwy na śnieżki, zjeżdżają na sankach. Wtedy, najlepiej ukrywało mi się moc. Nikt nie był zdziwiony lodem, czy śniegiem. 
-Świat nie jest okropny-rzekła zafascynowana Melisa.-Jest piękny...
Elsa miała wtedy rację mówiąc, że jest okropny. Jak mógł na to pozwolić?! Na śmierć kogoś tak ważnego?!
Znów zapłakała na głos. Ból, który przeżywała był niczym ciernie oplatające ją z każdej strony. A im więcej wspomnień przywoływała, tym bardziej bolało.
 Alec szedł korytarzami jednostki. Pierwszy raz od wielu lat zrezygnował z teleportacji. Wyszedł właśnie od Lukasa i szedł do Melisy. Jako jedyny starał się nie pokazywać, jak bardzo cierpi. Elsa była...wyjątkowa. Pamiętał, jak na niego wpadła, a on próbował się teleportować. Jak razem z nią i Melisą próbowali uciec. Jak je zamknął, kiedy nie były przyjaciółkami. Pamiętał ich pierwsze spotkanie.
     Wtedy był jeszcze opasłym, gburowatym chłopakiem. Pośmiewiskiem wśród innych. Załapał się zaledwie do szóstego batalionu. Nie potrafił jeszcze się dobrze teleportować.
 Szedł wtedy korytarzem, kiedy pan Albert przyprowadził jakąś zagubioną dziewczynę. Była nie brzydka, ale wyglądała na przestraszoną.
''Kolejna do kolekcji?-pomyślał zgryźliwie-Ciekawe co ta na mnie wymyśli....''
Pan Albert coś do niej powiedział, a potem zaczęła do niego podchodzić.
-Cześć...-powiedziała cały czas bawiąc się palcami
-Cześć.-odpowiedział i już chciał się usunąć, kiedy usłyszał znów jej głos
-Jesteś Alec, prawda? 
-S-skąd wiesz?
-Albert mi powiedział...
-ALBERT?! Ty mówisz do niego po...IMIENIU?!
-A ty nie? 
-Nie, nikt do niego tak nie mówi. Musisz być wyjątkowa, skoro tak cię traktuję. Jak masz na imię? Moje już znasz.
-Elsa-wyciągnęła do niego rękę, ten nią potrząsnął i rozległ się głos pana Alberta. 
-Alec, zabierz Elsę do swojej kwatery. Pilnuj ją. Bliźniaki uciekły, muszę to opanować. 
-Tak jest, panie Albercie.
Zabrał ją do swojego pokoju. Usiadła niepewnie na fotelu, a on na przeciw niej. Porozglądała się po pokoju i rzekła niechętnie.
-Więc to w takim miejscu będę  mieszkać przez całe życie?
Nie musiał na to odpowiadać. Elsa wstała i rozglądnęła się po pokoju. Wszędzie było pełno jedzenia.
-Więc ty naprawdę tyle jesz...
-Zaraz, a co ci do tego?!
-Wiem, że jesteś w ostatnim batalionie, nie chciałbyś być...wyżej?
-A po co mi to. Tak mi dobrze.
Kucnęła przed nim i złapała go za ręce.
-Masz cudowną moc. Bardzo by się przydała. Musiałbyś skoczyć chociaż do czwartego batalionu.
Zaskoczyła go szczerość dziewczyny, którą poznał zaledwie kilka chwil wcześniej. 
-Pomogę ci.
-Ta, jasne. A potem jak inne będziesz się śmiała.
-Alec...-zaśmiała się Elsa.-Jestem na ty z Albertem, kazał ci mnie pilnować, wiem o tym miejscu więcej niż ktokolwiek z was, a jestem tu kilka godzi. Myślisz, że jestem taka jak inne?
Alec uśmiechnął się i niechętnie zgodził się na pomoc. Elsa chodziła chwilkę po pokoju tam i z powrotem, aż w końcu uśmiechnęła się chytrze.
-No dobrze, Alec-powiedziała poważnie-Od dziś, będziesz chodził na basen i siłownie codziennie, a zamiast jeść, będziesz o jedzeniu mówił.
-Mówił?
-Tak, mówił, PĄCZUSZKU.
W tym momencie coś się w nim zagotowało. Wstał i podszedł do niej. 
-Tego pączuszka, ci nie wybaczę, cukiereczku.
Elsa pomogła mu zmienić się z opasłego chłopaka w przystojnego faceta. Teraz zamiast go wyśmiewać, wszystkie go pragnęły. Ale on nie chciał ich. Chciał kogoś wyjątkowego.
 Spostrzegł się, że płacze, otarł twarz i wszedł do pokoju Melisy.
Ta spojrzała tylko na niego i smutno się uśmiechnęła.
-Hej...-powiedział.-Wracam od Lukasa. Jak się trzymasz?
-Mam już dość. Nie wierzę, że umarła. Mam wrażenie, że to jakiś idiotyczny sen grupowy i że ona zaraz tu wróci. Chcę, by wróciła.
Przytuliła się do przyjaciela. Teraz oboje płakali.
-Jak czuje się Lukas?-zapytała wracając do swojej poprzedniej pozycji.
-A jak ma się czuć? Musieliśmy go przywiązać, bo cały czas się rzucał. Dostał ogromną dawkę środków uspokajających, ale nawet to nie pomaga. Obwinia Jack'a za to, co się stało. Mówi, że się zabije, ale sama rozumiesz, że nie może. W końcu on powinien zostać ''szefem'' jednostki. W końcu był jej narzeczonym...
   Lukas był przywiązany do swojego łóżka. Był do niego przykuty. Ale nadal rozpaczał. W końcu umarła miłość jego życia. Wiedział, że cierpiała. Przez niego. Przez tego pieprzonego dupka. Ale to nieważne. Jego ukochana Elsa umarła. Po wielu próbach ucieczki przestał próbować. Zamknął oczy i przypominał sobie ją, kiedy jeszcze żyła. Pamiętał, jak ją omijał. Jak słyszał o niezwykłej dziewczynie, ale nie wiedział, że to ona. Pamiętał ten dzień...
     Wtedy był jednym z mięśniaków, którzy podrywają każdą laskę, która stanie im na drodze. ''Przyjaźnił'' się wtedy z Larrym i Onufrym. Ten pierwszy z mocą powietrza,a drugi z mocą uzdrawiania. I co rano po jednostce trójka mięśniaków przechadzała się i ''obczajała lepsze sztuki''. To była już tradycja. Wtedy każda dziewczyna szykowała się, stroiła, pindrzyła, aby tylko któryś z nich na nią spojrzał. 
   Tylko dwie nie były nimi zainteresowane. Szły w towarzystwie Aleca. Po tej jego diametralnej zmianie spokojnie mógłby należeć do tej paczki. On jednak gardził nimi. Elsa razem z Melisą zawzięcie o czymś rozmawiały, a Alec tylko chichotał czasami. 
-Kto by pomyślał, że taki idiota dostanie taką samą moc jak ja-powiedziała na głos Melisa, kiedy przechodziły obok paczki.
-Jak mnie nazwałaś suko?-Onufry prawie się na nią rzucił.
-Grzeczniej proszę!-odkrzyknęła dziewczyna.
-Ekhem-wtrąciła się nagle Elsa.-Nie kłóćmy się, dobrze. Onufry, tak? Wybacz jej, jest trochę...porywcza. 
Onufrego zatkało. Pierwszy raz, ktoś nie atakował go, ale mówił spokojnym głosem. Wyciągnęła Melisę i zaczęła się cofać.
-Faktycznie idiota-odrzekła do Melisy. 
Teraz Onufry zwariował. Już pędził do Elsy, już się na nią rzucał z pięściami, kiedy poczuła, że czyjaś ciepła dłoń łapie ją za rękę i ciągnie przed siebie. Zdezorientowana biegła za wybawicielem. Otworzyła oczy i ujrzała Lukasa. Wybił szybę jednej z kwater, następnie złapał za szklankę wody stojącą na stoliku i oblał nią dziewczynę, do której należała. Błyskawicznie zamieniła się w syrenę i spojrzała pytająco. Złapał ją za gardło i rzekł:
-Krzycz, dopóki się nie zmienisz.
Zaczęła wydawać odgłosy podobne do krzyku, śpiewu i szeptu razem wziętych. Elsa była bardziej niż zaskoczona. Kiedy ujrzała, że Onufry ich dogania, chciała coś powiedzieć, ale już biegła dalej. 
  Byli teraz w jakiejś obcej kwaterze. 
-Dobra, Onufrego zatrzymają na jakiś czas, aż dojdzie do siebie-powiedział Lukas uśmiechając się do przerażonej Elsy.-Hej, nie bój się. Nie bój się.
-Jak mam się nie bać.-odgarnęła kosmyk włosów z twarzy i włożyła go za ucho.-Jestem tu wystarczająco długo, żeby się ciebie bać.
-Aż taki straszny jestem?
-Śmiejesz się z innych, popychasz, zabawiasz się z laskami, bijesz się...
Wymieniałaby dalej, ale Lukas przygwoździł ją do ściany i zamknął usta pocałunkiem.
-I całujesz każdego kto popadnie-silnie ''dała mu z liścia''. Potem wybiegła z kwatery i stanęła oko w oko z Onufrym. Był zakuty, ale cały czas się rzucał.
 Wściekła Elsa zamroziła mu usta i kajdany tak, że upadł. 
-Nawet. Nie. Próbuj.-wycedziła przez zęby pochylając się.
Miała charakterek, ale potrafiła być też urocza, współczująca, dobra. Wspaniała. A teraz jej nie było. Jak miał dalej z tym żyć.
  Długo nikt nie wchodził do jej kwatery. Wszyscy bali się tam wejść. Bali się, że wspomnienia wrócą. Mijał miesiąc za miesiącem, smutek przeradzał się w głuchą tęsknotę. Melisa z Alec'iem weszli do jej pokoju. Nadal unosił się tam jej zapach. Rześki i słodki. Ona otworzyła szafę. Dotknęła jej kombinezonów i przytuliła je, jakby chcąc poczuć jej uścisk. On stał za przyjaciółką i głaskał ją po ramionach. Puściła stroje jakby oparzona. Podeszła do łóżka. Usiadła na nim i gładziła je ręką. Idealnie pościelone. Jak zawsze. Na stoliku ujrzała jakąś kartkę. Złapała ją bez namysłu. Obejrzała ją szybko wzrokiem i zaczęła czytać na głos.
                                                       ''Drodzy moi!
  Pewnie, kiedy będziecie to czytali już dawno mnie tu nie będzie. Pewnie będę leżała w objęciach Jack'a gdzieś na najwyższej górze bieguna. Nie zamierzam do was wracać. Chcę zostać z nim i z nim żyć. A wy... Zastanawiam się nad tym odkąd zostałam ''szefem''. Jako jedyna z nielicznych pamiętam tamten świat. I jako jedyna z nielicznych znam wszystkie sekrety jednostki.
  Nie chcę, byście byli tu uwięzieni do końca życia. Nie wybierajcie mojego zastępcy. Wypuście wszystkich na ''tamten'' świat. Niech żyją według własnych zasad. Niech zakładają rodziny, wychowują dzieci. Kto będzie chciał niech zostanie.
  Mam tylko jedną prośbę, a jednocześnie zdradzę wam sekret. Nie może być na świecie więcej magicznych mocy niż para z każdej. Dlatego kiedy umiera ktoś nimi obdarzony, rodzi się w innej postaci. Nie pamięta poprzedniego życia, ale nie jest zwykłym noworodkiem. Albert twierdził, że jestem wyjątkowa, bo jestem jedyna z mocami lodu. Mylił się, bo pojawił się Jack.
  Z tego względu proszę, pilnujcie narodzonych i wytłumaczcie im, na czym polega ich moc. Niech to wiedzą od urodzenia. Ale nie zamykajcie ich już. Nigdy.
  Kolejną tajemnicą jest to, że moc bliźniaków jest wyjątkowa, ale to chyba już wiecie. Ale to nie wszystko. Oni powstali przez połączenie się dwóch osób z mocami. Doszło do jakiejś iskry i oboje posiadają nie tylko mocy swoich rodziców, ale też swoje własne. Powiedzcie im, że zostali tak podzieleni i nie mogli się dotykać, bo się ich baliśmy. Ja i Albert. Muszą ją opanować, kiedy wyjdziecie.
  Jestem ciekawa, kto to czyta. Jeżeli nie Melisa, Alec bądź Lukas, macie im wszystko przekazać. Jej powiedzcie, że jej moc może pomóc wielu ludziom, ale nie może się ujawniać się z tym tak szybko. Alec'owi powiedzcie, żeby nie teleportował się w towarzystwie innych ludzi. A Lukas...On sobie poradzi, wiem to. Przekażcie mu tylko, że...Naprawdę go kochałam. życzę mu wszystkiego najlepszego.
  Nie mam czasu pisać więcej. Pod moim łóżkiem znajduje się przejście do biblioteko Alberta. Nie pozwólcie, żeby te książki dostały się w niepowołane ręce.
  I pamiętajcie, cokolwiek by się nie działo zawsze będziemy rodziną. Jedną, wielką, magiczną, dziwaczną rodziną.
                                                                      Kocham was wszystkich,
                                                                                                    Elsa...''
Oboje płakali. Wtedy nie wiedziała, że naprawdę odejdzie na tamten świat. Planowała przyszłość, ale nic nie wyszło tak, jak miało być. Przyjaciele oczywiście musieli spełnić jej życzenie. Potraktowali to jako testament, ostatnią wolę.
         Dla Jack'a odejście Elsy było czymś niewyobrażalnym. Obwiniał się o to, że odszedł z jednostki. Że się z nią nie spotkał. Całymi dniami przesiadywał nad jej grobem. Tworzył jej lodowe posągi, do których mówił. Snuł się po parkach w nocy. Nie miał ochoty na nic. Chciał tylko, by wróciła. Zaniedbywał obowiązki. Dzieci powoli przestawały w niego wierzyć. Ale on miał to gdzieś. Przepełniony był bólem, który trawił go od środka. Zdecydowanie zaniedbywał obowiązki. Dawno nie wywołał żadnej śnieżycy, a kiedy padał śnieg, po kilku minutach topniał...
.
.
.
Od jej śmierci minęło 5 lat. Pięć długich, przerażających, smutnych lat. Jack starał się o niej nie myśleć, ale gdy tylko próbował, myślał o niej. I koło się zamykało. Strażnicy martwili się o niego, ale nie aż tak bardzo. jakby wiedzieli, że jutro będzie lepiej.
  Tego dnia wysłali go do siedziby Wróżki Zębowej, aby sprawdził, czy tam wszystko w porządku. Dziwne zadanie, ale przynajmniej mógł pobyć z dala od tego hałasu. Leciał z zimnym wiatrem, który ''próbował'' go pocieszyć. Wiał mocniej, potem słabiej, unosił go w górę i w dół. Ale Jack nie reagował. Zawsze to działało, ale nie dziś. Nie kiedy jest smutny.
  W siedzibie Wróżki nie było niczego niepokojącego. Znów hałas i trzepotanie małych skrzydeł. Nie chciał tu siedzieć dłużej niż to konieczne i zaraz wrócił na biegun. Popchnął drzwi patrząc cały czas w ziemię. Niechętnie popatrzył przed siebie. Zobaczył postać. Kobietę w sukni. Już chciał zapytać kim jest, ale porwał go Mikołaj odwracając go tyłem do dziewczyny.
-Jack! Już wróciłeś...-North wydawał się dziwnie zmieszany.-Chodź może....może...
-Spróbuj ciastek!-odezwał się nagle Zając wpychając mu do budzi jedno z nich.
-Kto to?-spytał Jack, kiedy przeżuł smakołyk.-Jakaś nowa?
-Aaa...ONA...Tak, można tak powiedzieć-Mikołaj próbował go zatrzymać, ale on już zmierzał do nieznajomej. Z tyłu strażnicy krzyczeli: ''Stój!'' i ''Wracaj!'', ale on udawał, że ich nie słyszy.
-Przepraszam...-odezwał się i postać odwróciła się.
   I ujrzał ją. Wyglądała jak jakaś księżniczka. Jeszcze piękniejsza. Rzekła:
-Cześć, Jack...
  Zemdlał.
  Słyszał jakieś głosy. Coś jak...Mikołaj...
-Naraziłaś go!-podnosił głos.

-Wiem, wiem...Ale nie widziałam go tak dawno. To...to  było silniejsze ode mnie.-zaraz odezwał się drugi głos. Był mu tak znany, a jednocześnie tak odległy. Upajał się nim.
-Elsa...?-rzekł otwierając oczy.
-Co mam robić?!-wykrzyknęła dziewczyna, na co zaraz dostała szybką odpowiedź:
-Zniknij!
-North!-oburzył się Jack.-Kto to był?! Kim ona jest?! Dlaczego przypomina mi ją?!
-Jack, Jack, Jack. To nie jest takie proste. Musimy wymazać ci pamięć, to za duży szok dla ciebie. Będziesz to przyswajał powoli.
-NIE!!!-krzyknął uderzając laską o podłogę. Siła była tak duża, że zamroziła Strażników. On natomiast zaczął się rozglądać.-Gdzie i kim jesteś?! Pokaż się tchórzu!
Usłyszał ciche westchnięcie, a potem pojawiła się przed nim kobieta. Elsa. Jej oczy były bardziej błękitne niż wcześniej. Włosy miały bardziej intensywny kolor.  Ale to była Elsa. Jego Elsa.
-Jesteś...aniołem?-spytał skołowany. Zaśmiała się, a brzmiało to jak tysiące małych dzwoneczków grających w tym samym momencie.
-Nie.-rzekła tylko. Czekał na następne pytania.
-Więc kim? Czy jesteś Elsą?
-Tak.
-Ja...Jak to możliwe?
-Usiądźmy i wszystko ci wytłumaczę.
Jack opadł na kanapę. Ona podeszła i delikatnie usiadła. Nie tylko wyglądała jak księżniczka. tak też się zachowywała.
-Jack, wierzysz, że mogłam...ożyć?
-Ja...nie...nie wiem...
-Przepraszam. Nie powinnam ci się pokazywać.-wstała nagle i przygładziła suknię.-Wymarzę ci teraz pamięć. Powoli.
Już podniosła rękę i miała nią zamachnąć, kiedy za nią złapał. Pociągnął ją delikatnie tak, że znów siedziała na kanapie. Cały czas, nie przerwanie dotykał jej ręki. Położył ją na swojej dłoni i drugą głaskał.
-Uśmiechnij się-rozkazał spokojnie. Uśmiechnęła się słabo, albo próbowała.

Już otwierała usta,  by coś powiedzieć, kiedy poczuła dotyk na swoich ustach. Poczuła dreszcz, który przeszedł jej całe ciało. Odwzajemniła pocałunek. To była najpiękniejsza chwila w jej życiu. To była ich chwila. Oboje chcieli, by trwała wiecznie.
Jack oderwał się od Elsy, która miała cały czas zamknięte oczy, zbliżył się do jej ucha i wyszeptał:
-Wierzę...
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się szeroko. Jack zaśmiał się.
-Kiedy umarłam byłam ''zawieszona'' pomiędzy dwoma drogami.-zaczęła wyjaśniać- Kiedy ludzie umierają albo idą do wieczności, albo są zsyłani na ziemię jako duchy, aniołowie stróżowie lub Strażnicy. Niestety, Księżycowi Opiekunowie nie wiedzieli gdzie mnie posłać. Moja dusza czekała, aż w końcu zszedł do mnie mój stary znajomy-Albert. Wyjaśnił, kim są. To ludzie, którzy za życia zasłużyli na takie miano. Księżyc obdarował ich mocami, które mogą powoływać zmarłych na odpowiednie stanowiska, ale sami nie mogą zejść na ziemię. Opiekunów jest trójka. Pierwszym jest jak już wcześniej wspominałam Albert. Księżyc ofiarował mu to stanowisko, bo nie uważał magii za przekleństwo, opiekował się nami i wierzył w nas. Drugą duszą jest twoja siostra.
-Emma?
-Tak, ona. Jest naprawdę piękną, silną kobietą. Zasłużyła sobie, bo wierzyła, że kiedy ktoś umiera, rodzi się jako ktoś inny. Całe życie wypatrywała cię z okna, myśląc, że kiedyś wrócisz. Trzecią osobą jest mężczyzna, który został pierwszym Opiekunem. Nie powiedziano mi dlaczego. Tylko, że nazywa się James.
Ale wracając. Albert powiedział, że nie wiedzą gdzie mnie przydzielić, ponieważ nie nadaję się na anioła stróża, ani na ducha, ani na Strażnika. Do wieczności też nie mogli mnie zesłać, bo trzymała mnie twoja miłość do mnie. Zdecydowali, że ześlą mnie na ziemię jako wolną duszę, a ja sama wpasuję się do otoczenia. Jak na złość zesłali mnie tuż przed tobą.
-Zaraz, jak to? Przecież cię nie widziałem...
-Tak, nikt nie mógł mnie zobaczyć, ponieważ byłam duszą. Za wszelką cenę próbowałam się z tobą porozumieć, dotknąć, przytulić, ale nic z tego. Odwrócona w stronę Księżyca powiedziałam: ''Jeżeli on mnie nie widzi, ja też nie będę na niego patrzeć'' i odeszłam. Nie miałam już swoich mocy ani ciała, więc co mogłam robić na ziemi. Poszłam do jednostki. Kazała mi to zrobić intuicja. I trafiłam idealnie na otwarcie. Byłam wzruszona, kiedy widziałam ludzi wychodzących z tego więzienia. Wszyscy byli przestraszeni i zachwyceni. Zamykali oczy i oddychali. Widziałam Melisę i Alec'a smutnych, ale wolnych. Nie widziałam Lukasa. Domyśliłam się, co się musiało stać. A potem widziałam jak znikają. Jak każdy kolejny człowiek idzie w swoją stronę. Jak się żegna. Aż w końcu zostałam sama. Nie miałam pojęcia ile potrwa mój stan. Kilka dni, miesięcy, lat? Zaczęłam oglądać ludzi. Ich zachowanie, gestykulacje, wygląd. Wcześniej nie zauważałam tego, co widziałam wtedy. Widziałam jak się zakochują. Potem ranią. Potem wracają i znowu ranią. Poznałam ich zachowania. I dzieci. Jak dorastają, jak kończą swoje osiemnaście lat. To działo się tak szybko. A ja lubiłam patrzeć, jak to wszystko się dzieje. I tak było przez pięć lat. Pewnego dnia, podczas pełni Księżyca Opiekunowie mnie wezwali. Powiedzieli, że nadal nie nadaję się na żadną z posad, ale że dużo się nauczyłam, a oni wymyślili coś idealnie dla mnie. Przemienili mój wygląd, odzyskałam swą moc i zyskałam inne. Teraz mogłam się z tobą zobaczyć. Poleciałam do Strażników i oni tak samo bali się tobie powiedzieć. Ustaliliśmy, że będziemy powoli mówić ci, co zaszło, aż twój umysł całkowicie w to uwierzy. Ala zjawiłeś się. I...to stało się szybciej niż wszyscy myśleliśmy.
-To wszystko jest  takie...piękne. Jak ty, Elso.
Znów ją pocałował. Ona jednak odsunęła się od niego. Przygryzła dolną wargę i wstała z kanapy.
-Na to jeszcze przyjdzie pora.-powiedziała i machnęła ręką. Strażnicy odmarzli.-North, zabieram Jack'a. Sam rozumiesz, dawno się nie widzieliśmy. Kiedy wrócimy, będę musiała wracać do Opiekunów zdać raport. Przygotujcie go proszę.
Mikołaj kiwnął głową. Elsa odwróciła się do Jack'a.
-Chcesz poznać wszystkie moje moce?
-Jasne!
-No to chodź.
Wyszli na zimne powietrze. Oboje je lubili, dlatego uśmiechnęli się na podmuch zimnego wiatru. Elsa odeszła kawałek od ukochanego i skoczyła bardzo wysoko. Zaraz pojawiły się ogromne skrzydła jak u anioła, którymi Elsa machała powoli.
-Lecimy?-zapytała podnosząc jedną brew.
-Elsa...też chcę takie!-Jack udawał obrażone dziecko.
-Chciałbyś! Chodź bobasku, muszę szybko coś załatwić.
Lecieli razem w przestworzach. Wszystko było teraz takie proste i piękne. Jack śmiał się jak najęty i latał wokół Elsy.
-Mówiłaś coś o jakichś mocach...-powiedział lecąc przed nią.
-Taaak...no i co z tego?
-No to gadaj, oprócz władania zimą co jeszcze dostałaś?
-Mogę na przykład zniknąć-i znikła.-I pojawiać się-pojawiła.-Mogę latać na skrzydłach, jak widzisz i chować się. Mogę podróżować na Księżyc i ziemię, co będę robiła co wieczór. Mogę też wymazać pamięć, uśpić kogoś, usunąć jakieś wspomnienie. Potrafię się też teleportować, ale nie lubię tego. Umiem też odnaleźć tego, kogo chcę. To wszystkie moce, które dotąd poznałam.
-Dotąd poznałaś?
-No, tak. Może ich być jeszcze więcej, ale na razie nie chcę sprawdzać. Chodź.
Wylądowali na ziemi. Mimo iż był środek zimy, wyglądało to jak wiosna.
-Nie podoba mi się to, że tak zaniedbujesz obowiązki. Zrób prawdziwą zimę, a nie takie coś.
Jack nie musiał się dwa razy prosić. Zaraz poleciał i wywołał śnieżycę. Puch padał i padał. Dzieci powychodziły z domów i zaczęły cieszyć się zimą. Elsa wleciała w niebo i już miała odlecieć, kiedy Jack złapał ją za nadgarstek.
-Opuszczasz mnie?-zapytał.
-Masz tu coś do roboty. Dzieci czekają. Już wystarczająco długo czekały. My się jeszcze zobaczymy. Mamy przecież całą wieczność. A ja muszę coś jeszcze załatwić.
Pocałowała go w policzek, a on rozluźnił chwyt, aż w końcu ją puścił.
Elsa leciała ponad miastami. Cały czas rozmyślała o przyszłości. Tej bliskiej i dalekiej też. Wylądowała na jednym z osiedli. Domki były ta  ładne i zadbane. Z jednego z nich wychodził mężczyzna. Ubrany w ładny garnitur, ale z rozwalonymi włosami. W ustach trzymał jabłko. Elsa stanęła przed nim.
-Cześć, Alec-rzekła z uśmiechem. Mężczyzna wypuściłam owoc z buzi i cały czas trzymał ją otwartą.
-Śnisz mi się, nie?-rzekł patrząc podejrzliwie.
-Nie, jestem tu. To ja, Elsa.
-Elsa? Przecież ty...
-Nie, umarło moje ciało. Chodź usiądźmy w parku i porozmawiamy.
-Nie mogę, muszę iść do pracy...
-Nie musisz. Nie dziś.
Park był wyjątkowo piękny. Dzieci bawiły się w berka, psy szczekały a ptaki śpiewały. Elsa opowiadała Alec'owi jak się tu znalazła. On słuchał jej zafascynowany opowieścią.
-Wiesz, nie poznałabym cię w tym garniturze.-rzekła na koniec.-Gdyby nie włosy. Zmieniłeś się.
-To przez Alice, moją żonę.
-Kochasz ją, prawda?
-Najbardziej na świecie.
-Jak się poznaliście?
-Wpadłem na nią, kiedy się teleportowałem. Wmówiłem jej, że spadłem z jednego z balkonów. Potem zaczęliśmy się spotykać. Ona była...jest inna niż te, które były tylko w jednostce. Zakochałem się w niej. Aż w końcu zaszła w ciążę i musieliśmy się ożenić. A teraz ja, Alice i nasz syn jesteśmy najszczęśliwszą rodziną na świecie. Ale nie mówmy o mnie. Powiedz, dlaczego przyszłaś do mnie, a nie do Melisy. Będzie zła, że nie była pierwsza.
-Chciałam, ale nie mogłam jej namierzyć. Sama nie wiem, co się stało. Czy ona...umarła?
-Nie, nie. Z jej mocą?! Nie bądź śmieszna. Teraz pomaga ludziom. W ich chorobach. Dlatego musi się ukrywać. Chodź, teleportujemy się do niej.
Znaleźli się w jakimś zaułku. Było ciemno i cicho.
-Melisa!-zawołał Alec. Długo nie było odpowiedzi, kiedy nagle pojawiła się ona. Jej kruczoczarne włosy zdążyły już urosnąć.
-Nie drzyj się!-wysyczała.-Ledwie zdążyłam się tu ukryć. Co chcesz?-jej wyraz twarzy przybrał teraz zmartwienie.-Umarł?
-Nie, ale zmartwychwstał...
Alec i Melisa.
-Co? Alec, co ty pleciesz?!
Elsa zdjęła niewidzialność. Przez chwile wpatrywały się w siebie ze łzami w oczach. Potem Melisa podbiegła do Elsy i przytuliła ją.
-Wiedziałam, że żyjesz-łkała.-Wiedziałam, że nie umarłaś!
-Umarłam, a to co właśnie dusisz, to tylko dusza.
-Oj przepraszam! Opowiadaj, co się stało.
Elsa już trzeci raz dziś opowiadała tą historię. Po skończeniu rzekła:
-Cieszę się, że pomagasz ludziom. Powiedz,  znalazłaś miłość?
-Ona mi nie potrzebna. Po za tym, przeszkadzałaby mi tylko.
-Taaa, jasne, a co z tym przystojnym lekarzem?-wtrącił się Alec.
-Nie ma żadnego lekarza. Jesteśmy...tylko przyjaciółmi.
Zaśmiali się.
-Lukas...-nie dokończyła Elsa.
-Powiesił się. Jeszcze w jednostce.
-Tak myślałam. Muszę już iść, ale odwiedzę was wkrótce. Do zobaczenia!
Pomachali jej na pożegnanie. Było już ciemno. Wylądowała przed domem Mikołaja i schowała skrzydła. Zaraz podszedł do niej Jack.
-Nareszcie. Już Trochę się martwiłem.-rzekł łapiąc ją ze rękę.
-Nie ma o co.
I znów złączyli swe wargi. I znów poczuli dreszcz. Dotknęli się czołami.
-Kocham cię, Elso.
-Kocham cię, Jack.




Dziękuję wszystkim za to, ze byli. Ten rozdział jest jednym z najdłuższych jakie pisałam. Nie przedłużam bo mam tylko 6 minut na poprawienie błędów. Liczę, na komentarze szczere oceniające cały postęp bloga i oczywiście tan rozdział.
 Aha chciałam powiedzieć tylko, że wizerunek Elsy zrobiłam sama. Zajęło mi dużo czasu znalezienie odpowiedniej fryzury i sukienki. Alec i Melisa też są wykonani przeze mnie.
Na koniec chciałam tylko pokazać mój stary Jelsowy rysunek. Jak wam się to wszystko podoba?



         

czwartek, 20 sierpnia 2015

Rozdział 11

    Jednostka znajdowała się głęboko pod ziemią, dlatego Elsa w towarzystwie Lukasa i Melisy jechała w windą w górę. Ines bardzo szybko pożegnała się z Elsą i udała się do pokoju. Była nad wyraz pobudzona.
  Winda nieznośnie trzęsła, trudno się dziwić, skoro nie była używana od dobrych kilkunastu lat. Jeśli już trzeba było wychodzić na zewnątrz, na przykład po kolejną osobę z mocami, używało się teleportacji. Ale i to działo się bardzo rzadko. Oczywiście już dawno odkryto przyczynę, ale znali ją tylko ''szefowie''. A więc obecnie tylko Elsa znała tę, a także inne tajemnice.
W końcu winda stanęła. Całkowicie rozdygotana podeszła do wielkich metalowych drzwi. Żadnych klamek, zamków. Ktoś obcy mógłby uznać, że jest to zwykła ściana, ale nie oni.
Przesunęła dłonią po ich powierzchni. Zaczęły powoli zamarzać, aż w końcu cichutko się otworzyły. Zawiał mocny wiatr, który wycisnął wszystkim łzy. A może nie tylko on to sprawił?
Elsa pożegnała się z nimi, a kiedy wychodziła spojrzała za siebie. Usłyszała głos przyjaciela.
-Nadal nie rozumiem, dlaczego nie chciałaś się teleportować.-powiedział Alec pojawiając się znikąd. Miał bardzo poważną minę. Uśmiechał się smutno.
-Sama muszę to załatwić. Wy zostańcie tutaj. Pilnujcie jednostki. Spoglądali chwilę na nią, ale nie wytrzymali długo. Nieodparta chęć wyjścia zmuszała ich do spojrzenia za nią. Z tęsknotą spojrzeli na świat poza murami jednostki. Elsa uśmiechnęła się na ten widok. Zaraz wyszła, bo bała się, że jeśli tam zostanie rozpłacze się i rozmyśli. Zamknęła magicznie drzwi i odwróciła się do nich plecami.
Dopiero teraz wspomnienia wróciły. Tak dawno nie była na powierzchni. A oni? Byli tam dłużej, niż ona. Znów uśmiechnęła się na myśl o zostawionym w pokoju liście. Ruszyła do garażu wsiadła do auta i popędziła przed siebie. Czuła wiatr we włosach. Już prawie zapomniała, jak to było. Znów mogła naprawdę oddychać. Naprawdę widzieć. naprawdę czuć. Zaczęła śmiać się jak głupia i ruszyła autem jeszcze szybciej.
Tymczasem w jednostce...
Ines wbiegła z impetem zdyszana do pokoju. Zaczęła przetrząsać pokój w poszukiwaniu czegoś, co na pewno tam było. Wkrótce jej pokój wyglądał jak pobojowisko, ale ona nie zaprzestała poszukiwań. Wspięła się na krzesło i na szafie ujrzała cel. Złapała szybko małe, srebrne lustro. Przesunęła palcem po powierzchni i wyszeptała: ''Jack''. Nie usłyszała odpowiedzi. Powtórzyła czynność kilka razy. Znów nic. Kiedy już miała zrezygnować na powierzchni pojawiła się twarz Jack'a. Miał opuchnięte oczy i bladą twarz. Wyglądał jak czarno-białe zdjęcie. Na widok Ines uśmiechnął się na sekundę.
-El-El-sa...-dyszała dziewczyna.
Na jej imię Jack jakby obudził się z dziwnego transu. Oczy mu błysnęły, a twarz wyglądała na zaniepokojoną.
-Co z Elsą? Jest chora? Ines, gadaj co się stało?!
-Je-Je-dzie do ciebie.
Teraz wszystko zaczęło przybierać kolorów. Jack zaczął przybierać swe kolory, oczy powiększały się i przybrały swój niezwykły kolor.
-Po co?-rzekł tylko.
-Sama ci to powie.
I tyle widziała Jack'a wyleciał szybko z pokoju i pognał w stronę jednostki. Wiedział, że ją znajdzie. Wszędzie by ją odnalazł. Ale czego chciała? Może też go kocha i jedzie mu to powiedzieć? A może chciała z nim uciec, ożenić się z nim? Nie, Jack, to niedorzeczne. Ale ślub... Ona chciała zaprosić go na ślub?!
Zatrzymał się gwałtownie. Cały smutek znów złapał go za gardło i już chciał dusić, kiedy Jack uśmiechnął się podle
''Walić to!-pomyślał-przynajmniej jeszcze ją zobaczę!''
I wracamy do Elsy...
Było ciemno. Praktycznie noc. Tylko lampy oświetlały drogę, którą jechała. Przez ułamek sekundy spostrzegła się, że ma nadal kombinezon. Zatrzymała się na jednej z bocznych uliczek i wysiadła z auta. Musiała jak najszybciej zmienić strój nie mogła się TAK pokazać Jack'owi. Nie myślała, zamknęła tylko oczy i pod wpływem emocji zaczęła zmieniać strój. Myślała o nim. Nie mogła doczekać się, aż go przytuli, aż poczuje jego zapach, aż ujrzy jego oczy. Emocje zrobiły swoje i zaraz miała na sobie przepiękną, lodową, błękitną sukienkę. Dekolt i talia ozdabiana była wzorami niczym szron na szybie o poranku. Z tyłu powiewał cienki materiał, przypominający siateczkę.
O taka...
Jeszcze tylko jakieś ładne buty. I koniecznie na wysokim obcasie.Była sobą zachwycona. I swoją mocą.
O takie!
Szybko wsiadła do auta i znów popędziła przed siebie.


Dramatyczna pauza...?


Była już zmęczona jazdą, ale cel pobudzał ją za każdym razem, kiedy myślała o przerwie. Jechała opuszczonym lasem. Ciemność i cisza współgrały ze sobą tworząc mroczny klimat. Nagle ujrzała, że ponad drzewami coś się unosi. To Księżyc Srebrna tarcza świeciła niczym Słońce. Spoglądała na niego rozmarzonym wzrokiem. Nagle ujrzała, że z Księżyca wyłania się postać. Była coraz bliżej i bliżej. Mężczyzna. Chłopak. Laska.
-Jack!-krzyknęła uradowana Elsa.
Potem wszytko potoczyło się błyskawicznie szybko. Jeden nieuważny ruch, osunięcie się lodowego bucika, pisk opon. Uderzenie o drzewo. 
.
.
.
Elsa leżała kilka metrów dalej od auta. Jej buty zdążyły się potłuc tworząc nieprzyjemne rany na stopach i nogach. Z głowy ciekła krew, a oddech był praktycznie niezauważalny. Miała kilka otwartych złamań, potłuczeń i siniaków. Jej niegdyś idealna sukienka teraz była podarta i zaplamiona krwią.
 Klęczał nad nią Jack nie wiedząc co zrobić. Z jego oczu spływały słone łzy i spadały na spodnie. Elsa też płakała.
-Jack-szepnęła po chwili ciszy.-Przepraszam. Przepraszam.
-Nie, Elso-mówił gładząc po policzku.-To ja cię przepraszam. Gdybym nie odszedł, ale spokojnie. Uratuję cię, uratuję, choćbym sam miał umrzeć.
-Mnie...się już nie da uratować.
-Da. Musi...Znajdziemy sposób.
-Tak, to dlaczego płaczesz?
Chciał ją przytulić, ale odezwała się szybko:
-Nie, Jack. Jestem brudna. Splamisz się krwią.
-Nie dbam o to.
Przytulił leżącą dziewczynę. Emocje które się w nim kotłowały chciały teraz ulecieć. Ale ważniejsza była ONA. JEJ życie. JEJ. Chciał, by to był tylko jeden ze snów, z którego się zaraz obudzi i ujrzy Elsę. Nawet jeżeli miałaby żenić się z Lukasem. Spojrzał na nią. Mimo, że jej cała twarz była we krwi, nadal się uśmiechała i nadal była piękna. 
-Jack-przeszedł nim dreszcz gry wypowiadała jego imię.- Przyjechałam...by...by ci coś...powiedzieć.
Zamknęła oczy i ostatnimi siłami wyszeptała:
-Kocham cię.
Przestała oddychać. Serce przestało bić. Krew przestała płynąć. Umarła.


KONIEC?! Nie no zaraz, zaraz?! Myślicie, że zostawiłabym was z takim dennym rozdzialikiem?! No proszę was? Dokładnie w niedzielę, w samo południe pojawi się zakończenie bloga. Dowiemy się między innymi co to za tajemniczy list i co stało się z jednostką. I tak, ten blog miał być WAKACYJNY, a wakacje się kończą. Ale jeśli ciekawi was mój styl pisania (nie no to brzmi śmiesznie) to zapraszam was na mojego pierwszego bloga, który ma dość ciekawą historię. Jest trochę Jelsy, Czkastrid i dużo Isabell. Jeżeli nie chce wam się czytać od początku możecie przeczytać streszczenie dwóch pierwszych części, a trzecia już się pisze. http://czkawkaastridszczerbatekelsajack.blogspot.com/

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 10

  Zdałam sobie sprawę, że ten blog to kompletne dno. Nie ma ciekawej historii, słabe opisy, krótkie rozdziały...Co ja sobie myślałam pisząc go. Nie chcę jednak zostawiać go tak bez zakończenia. Napiszę jeszcze kilka rozdziałów i to będzie koniec. Jestem zaskoczona, że w ogóle ktokolwiek to czyta. Mam nadzieję, że przynajmniej nie czujecie, że straciliście tu czas.

Miłość. Tak odległa. Tak bardzo nieznana. Co nam po niej, kiedy czekamy, aż się pojawi. A kiedy już się to stanie, po prostu ją olewamy. Nie dajemy jej szansy i uczucie znika.
Dlaczego tak boli? Dlaczego nie może być piękna, wieczna i bezbolesna? Dlaczego trzeba na nią czekać? Czym tak właściwie jest miłość?
Tyle piosenek mówi o miłości, ale czy ktoś, kto je pisał naprawdę ją przeżył? Jak ktoś, kto jej nie zaznał, może o niej pisać? Ale tak dzieje się coraz częściej. Potrafimy udawać, jedni lepiej, drudzy gorzej.
Ale to już inny temat.
Dwójka bohaterów. Oboje z mocą lodu. Oboje zimni, ale potrafiący kochać. Tyle jeszcze byłoby przed nimi.
Ranili się nawzajem. Nie wiedzieli jak to rozwiązać.
Jack całymi dniami przesiadywał pod oknem swojego pokoju na biegunie i wpatrywał się w dal. Nie miał ochoty na zimę i zabawę. Był coraz bardziej przygnębiony. Chciał o niej zapomnieć, ale im bardziej się starał tym więcej o niej myślał. Nocami śniło mu się spotkania z nią. Widział błękit jej oczu, mógł dotknąć jej delikatnej cery, objąć ją, poczuć jej zapach. Jednak to były tylko sny. Udawane i nierealne. Wszystko stawało się wyblakłe i nieczułe. Chciałby ją jeszcze raz zobaczyć, pocałować, uciec z nią. Ale ona go nie kochała. Miała narzeczonego. A jego nie kochała.
Elsa obudziła się wcześnie jak zwykle. Znów zapłakana. Znów smutna. Tak za nim tęskniła. Ale była tu uwięziona. Nie można było jej się stąd ruszać. Takie były zasady. A skoro chciał odejść, znaczy że przestał ją kochać. Przez kilka dni Elsa nie udzielała się w jednostce. Nie reagowała nawet na zamieszki w niebezpiecznych kręgach. Musiała to przetrwać. Musiała zdusić swój ból. W końcu musiała coś zmienić. Musiała wstać i o nim zapomnieć. O jego oczach, włosach, zapachu...Ale jak zapomnieć o miłości?
Wstała i otarła twarz z łez. Wzięła odprężającą kąpiel i starała pozbyć się oznak zmęczenia.
Pomalowała się, starając jak najbardziej ukryć swe wycieńczenie. Ubrała kombinezon i postanowiła wrócić do swych obowiązków. Odetchnęła i wyszła z kwatery. To, co tam zobaczyło zbiło ją z nóg.
Jej przyjaciele, wrogów, czekali na nią. Martwili się. Ines, która pierwszy raz uśmiechnęła się do Elsy smutno rzekła:
-Miło cię widzieć, jak się czujesz?
-D-dobrze. Chyba-odpowiedziała zbita z tropu.-Co wy tu...
-Och kochanie, cała jednostka wie już o twojej niespełnionej miłości-powiedziała Melisa podchodząc do przyjaciółki-Wszyscy chcą wam pomóc. Tobie i Jack'owi.-przybliżyła się do Elsy i szepnęła-Nawet Lukas.
-Co zamierzasz teraz zrobić?-odezwał się nagle Lukas stojący w kącie.
-Jak to co? Nie rozumiem...
-Jedziesz  do niego, dzwonisz, teleportujesz się?
-Nie! Ja...zostaję. Skoro odszedł...nie kocha...
-Och!-oburzyła się Ines-Nie bądź idiotką. On za tobą szaleje. Kocha cię, bardzo.
-Ale ja...
-Dobra. Elso w garażach czeka moje auto-wtrącił Lukas-Jedź do niego natychmiast.
Do jej oczu napłynęły łzy. Miała takich wspaniałych przyjaciół. Nawet Lukas. Przytuliła ich i wróciła do pokoju. Spakowała kilka potrzebnych rzeczy do małego plecaka. Już miała wyjść, kiedy zatrzymała się. Złapała za długopis i na kartce zaczęła pisać list. Kiedy skończyła, włożyła go do koperty, a następnie postawiła na półce obok łóżka. Zamknęła oczy, w rękach wyczarowała małą śnieżynkę i wpięła ją we włosy. Zdeterminowana wyszła przed kwaterę.

niedziela, 16 sierpnia 2015

Kilka informacji!

Bardzo serdecznie zapraszam tu: http://czkawkaastridszczerbatekelsajack.blogspot.com/2015/08/pfuuuu-czyli-pogadajmy-sobie.htm gdzie opisuję trochę obecną sytuacje. Tam też zobaczycie kilka blogów (waszych???) i usłyszycie, co o nich sądzę. Robię tak, by nie kopiować posta z jednego do drugiego bloga. Serdecznie pozdrawiam!

czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział 9


Szczęśliwa, a jednocześnie nieco przestraszona Elsa ''odmroziła'' basen. Potem pobiegła prosto do swojej kwatery.  Była otwarta, a wewnątrz było ciemno. Popchnęła lekko drzwi i zaświeciła światło. Na jej ulubionym krześle obrotowym siedział...Lukas. Nie uśmiechał się, nie był też zły ani smutny. Jego mina nie zdradzała niczego. W palcach przewracał jakiś metalowy przedmiot. Spojrzał na Elsę. Jej radość uleciała w jednej sekundzie. Zaczęła teraz szybko oddychać. Odruchowo zrobiła krok do tyłu. Mężczyzna wstał i podszedł do niej. Delikatnie sięgnął pod bluzkę, a właściwie ją odchylił. Serduszka tam nie było. Teraz Elsa była już całkowicie przerażona. Złapała drzwi i chciała wybiec, lecz ten puścił ku nim kulę ognia, która zamknęła je i stopiła zamek. Doskonale wiedziała, co może zrobić jej ogień. Dlatego potulnie usiadła na łóżku gdy skinął ręką. Usiadł naprzeciwko niej i spojrzał jej w oczy. On wiedział. Nie wiedziała skąd, ale wiedział.
-To ten nowy prawda?-spytał w końcu opierając się na krześle.
-Lukas...-chciała wytłumaczyć Elsa.
-Przestań! Czy to ten nowy?!
-Tak...
-Kiedy...kiedy to się zaczęło?
-Znam go od dziecka, ale...od kilku dni, od pocałunku...
-Kochasz go?-do jego oczu spłynęła łza.
-Tak.
Złapał ją za rękę, potem odsłonił swój obojczyk. Nadal widniało na nim czarne serce. Elsa dotknęła go opuszkami palców.
-Moje nie znikło. Ja nadal cię kocham. I zawsze będę kochał. Dlatego nie mogę pozwolić, żebyś była nieszczęśliwa. Skoro go kochasz...Biegnij do niego. Teraz. On też powinien wiedzieć, że go kochasz nie?
Elsa pogładziła go po policzku.
-Jak...Jak się dowiedziałeś?
-Podsłuchałem. Tam, na basenie. A teraz idź.
Ucałowała go w czoło. Następnie zdjęła pierścionek i położyła go na rękach Lukasa.
-Daj to tej, która będzie ciebie godna.
Potem wybiegła z pokoju. Magicznie zmieniła swój kombinezon na świeższy, poprawiła też włosy i od razu pognała do kwatery Jack'a. Otworzyła z impetem drzwi, ale nikogo tam nie było. Łóżko idealnie pościelone, żadnych śladów. Co mogło się stać? Może jest na którejś z sal? Wyszła i zastanawiało się, kiedy nagle usłyszała czyjś głos.
-Co?-spytała prosząc o powtórzenie.
-Mówiłam, że już go niema-odpowiedziała wiecznie niezadowolona Ines.-Wyjechał. Dziś rano. Powiedział, że skoro i tak nie robicie na nim żadnych eksperymentów, nie ma czego tu szukać. A dzieci nie mogą czekać. Sama rozumiesz. To...Strażnik.


BARDZO WAS PRZEPRASZAM!!! Nie miałam neta, więc rozdział dopiero teraz. Przeczytałam w tym momencie tyle wspaniałych blogów. Poznałam tyle wspaniałych historii....No dobra już komentujecie nie zanudzam

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 8

  Wezwano Elsę do kwatery numer 27. Do kwatery Ines. Podobno zdążył się tam jakiś wypadek. Elsa dobrze wiedziała, że na przeciwko jest pokój Jack'a, ale ostatnio nie widywała go w ogóle. Przez chwilę myślała, że odpuścił.
Bez eskorty szła przez kolejne kręgi. Czasami przechodziła obok innych, czasami zatrzymywała się, by porozmawiać. I tak po około pół godzinie dotarła do kwatery Ines.
-Ines!-krzyknęła od wejścia.-Ines co się stało?
-Co on w tobie widzi?-usłyszała głos wychodzący z cienia.
-Ines...?
-CO masz w sobie? CO to takiego?
-Nie rozumiem o co ci...
-Nie?! To sobie przypomnij! Jack ryzykował życie dla takiej pokraki jak ty! Jest Strażnikiem, a wolał zaryzykować dla ciebie, aby TOBIE sprawić przyjemność! A ty tego nie widzisz. Ty tego nie czujesz?! Elso, obie wiemy, że to wszystko kłamstwo! Lukas?! Wybrałaś swoje zupełne przeciwieństwo? Jesteś śmieszna, Elso!
-Mylisz się, Ines. Nigdy nic nie czułam do Jack'a. On był...tylko przyjacielem.
-Ha, ha, ha! Okłamujesz sama siebie! Ale wiesz co? Wcale nie jest mi żal takiej żmii jak ty. Żal mi biednego Jack'a, który teraz jest cieniem człowieka, bo zostawiła go jego miłość. Wiem dobrze, że od małego cię widywał.
-Wiesz?
-Oczywiście, że tak! Powiedział mi. Wszystko mi powiedział. Codziennie mówi. O twoich włosach, oczach, o tym, jak bardzo cię kocha i jak bardzo chciałby być teraz przy tobie, obejmować cię całować... Bleh! Wstydź się Elso! Wstydź!
Zapłakana Elsa wybiegła z kwatery. Słowa Ines tak dogłębnie nią wstrząsnęły, poruszyły... Biegła teraz w stronę kwatery przyjaciółki-Melisy. O tej porze najprawdopodobniej była w sali do ćwiczeń, albo na basenie, ale i tak chciała spróbować.
Z hukiem otworzyła drzwi. Wewnątrz nikogo nie było. Tak jak przypuszczała. Tupnęła ze zdenerwowania i ruszyła do kręgu mocy nadzwyczajnych.
-Alec!-z hukiem weszła do kwatery przyjaciela.-Natychmiast zabierz mnie do Melisy!
-Cukiereczku, możesz powiedzieć po co?-mężczyzna wylegiwał się  na sofie, co chwilę wyginając niczym kot.
-Nie pytaj po co, tylko mnie tam zabierz! Ale już!!!
-Hej, ciasteczko, nie denerwuj się tak, już cię tam zabieram.
-Bardzo dobrze.
 Alec zeskoczył z łóżka szybkim ruchem, niczym zwierzę. Zawsze był leniuchem, który całymi dniami wylegiwał się w swoim pokoju. Elsa jednak wiedziała, że stać go na więcej niż tylko czwarty batalion, tylko mu się nie chciało. Po za tym miał nawyk mówienia do ludzi jak do jedzenia.
-Trzymaj się babeczko.-powiedział z zadziornym uśmiechem.
-Nie nazywaj mnie tak, jakbyś zaraz miał mnie zjeść-odgryzła się.
Miała rację. Melisa była na basenie. Teraz wylegiwała się na sztucznym słońcu i z słuchawkami na oczach robiła śmieszne miny.
-Dzięki Alec-pożegnała przyjaciela i od razu ruszyła w stronę Melisy. Coś tam jeszcze za nią krzyczał, jak zwykle o jedzeniu i coś tam o zasadach. Elsa jednak szła do przodu z zapartym tchem. Usiadła na leżaku obok przyjaciółki, która i tak jej nie widziała.
-Melisa...-powiedziała, a z jej oczu znowu zaczęły płynąć łzy.
-Ja...tu...tu...tu....kocham...tu..tu...tu...cię....-usłyszała piosenkę z ust Melisy.
-Melisa.
-Ty...tu...tu...tu...kochasz...tu...tu...tu...
-Melisa!-Elsa dotknęła jej nadgarstka.
-Zimno-odskoczyła.-Dżizas El, przestań...O...Mój...Boże...Elsa...
-Co?!
Melisa pokazała palcem przed siebie. Woda, piasek, ściany, ludzie...Dosłownie wszystko było zamrożone.
-Nie miałaś ataku od...odkąd...no wiesz...-dziewczyna złapała Elsę za rękę.
Ta przytuliła ją i zaczęła głośno szlochać.
-Co się dzieje? El?
-Co? Co?! Moje życie się wali. Przez Jack'a. Przez niego!
-Nie rozumiem...
-Boże...Melisa słuchaj. On się tu pojawił. I wtedy zaczęło dziać się coś niedobrego. Widziałam w nim coś...co mnie do niego przyciągało. Jego oczy...takie tajemnicze, głębokie. I on...ja...my....się całowaliśmy. Myślałam, że nie zrobi to na mnie żadnego wrażenia, ale... To było...nie przeżyłam tego nigdy wcześniej. Nawet z Lukasem. Chciałam, żeby to trwało, ale czar przestał działać i...i ja mu powiedziałam, że mam Lukasa, a on się załamał i jeszcze to...-Odkryła dekolt gdzie po prawej stronie widniało malutkie, czarne serduszko.-Wiesz, co to jest?!
-Oczywiście, zrobiliście ten sam tatuaż w dzień swych zaręczyn na znak nieprzemijającej miłości.
-Tyle wiesz ty. Prawda jest taka, że to nie tatuaż, a wypalenie skóry. Magiczne. Miało być znakiem miłości. Dopóki nie przeminie. Ale spójrz-podeszła do krańca basenu i dotknęła zamrożonej tafli. Lód rozpłynął się, nie całkowicie, ale pozostawił po sobie wodę. Zamoczyła tam rękę i potarła serduszko, które od razu znikło.-Zmyło się. Bo to marker. Pisak rozumiesz?! WYPALENIE SKÓRY znikło. Zaczęło się od pocałunku. Wtedy zanikało. Jak to możliwe?!
-Elso...Zakochałaś się. I tyle. To nic złego...
-Nie rozumiesz...Ja mam narzeczonego. I go ko...ko...
-Nie potrafisz powiedzieć kocham? Nie kochasz Lukasa?
-Nie...Kocham Jack'a. Pragnę, by był przy mnie. By mnie co rano przytulał, co wieczór całował na dobranoc. Pragnę co nocy czuć jego zapach, co dnia widzieć jego oczy. Kocham go. Ale...Nie mogę się z nim ożenić. Jest Strażnikiem. A poza tym, gdyby Lukas się dowiedział...Dobrze wiesz jakie ma moce. Mógłby mnie nimi zabić.
-Jak możesz tak myśleć? On cię kocha. I dlatego nie możesz go okłamywać. Powiedz mu prawdę.


Słuchajcie właśnie coś zrozumiałam. To gadanie, że dzięki 4 komentarzom będziecie mieli wcześniej rozdział...to wymuszanie. Nie chcę, byście myślały o mnie jak o kimś, kto za wszelką cenę próbuje się wybić. Tak naprawdę cieszę się z tego, że ktokolwiek mnie czyta i że to się w ogóle podoba. Przepraszam was za to i dziękuję, że i tak komentujecie.

wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 7

''Brawo Elso!-karała siebie w myślach-Gratulacje! Jesteś doskonała w zdradzaniu swoich narzeczonych! Co ty sobie wyobrażałaś?! Jack nie jest dla ciebie! Lukas! Lukas jest twoją miłością!''
Sama nie wierzyła w swoje słowa. Wydawały się jedną z tych bajek, które opowiadał Jack. Właśnie, Jack. Dlaczego wciąż o nim myśli?! Musi o nim jak najszybciej zapomnieć. I co z Lukasem?! Przecież on ją zabije, kiedy się dowie. A właściwie...niech się dowie. To będzie najlepsze rozwiązanie.
Elsa weszła do swojej kwatery. Tam czekał już na nią Lukas.
-Elso...-zaczął, ale zaraz został uciszony dłonią kobiety.
-Posłuchaj Lukas-powiedziała zaraz szybko-To co ci powiem na pewno cię zdenerwuje, ale postaraj się nie unosić i wysłuchaj mnie do końca. Sam wiesz, co możesz mi zrobić, kiedy emocje wezmą górę prawda?
-Oczywiście i właśnie o tym chciałem porozmawiać. Przepraszam...
-Nie przepraszaj. I posłuchaj dobrze?
-No dobrze.
-Dziś ostatni raz miałam iść do Jack'a. To miało być nasze ostatnie spotkanie. Miało być. Bo...on odurzył mnie czymś i wydawało mi się, że spadam, a potem...my...całowaliśmy się...
-Co?!
-Byłam odurzona, nie wiedziałam co robię. Do niczego więcej nie doszło.
-Ten palant cię odurzył?
-Tak, ale proszę nie denerwuj się, postaram się już nigdy w życiu z nim nie spotkać. Obiecuję ci to. A jeżeli będę musiała, to tylko z eskortą lub w twoim towarzystwie dobrze?
Lukas odetchnął i przeszedł się niespokojnie po pokoju. Potem podszedł do narzeczonej i rzekł spokojnie.
-Nie pozwolę cię skrzywdzić, rozumiesz? Jesteś dla mnie zbyt cenna, bym mógł cię stracić. Najchętniej poszedł bym teraz do niego i go zabił, ale wiem, że tego nie chcesz. Dobrze, skoro tak sobie życzysz, zapomnijmy o całej sprawie.
-Dziękuję, jesteś najwspanialszym narzeczonym na świecie!
-A ty najwspanialszą narzeczoną.
Kolejne dni były istną męką. Jack za wszelką cenę chciał porozmawiać z Elsą, a to za wszelką cenę chciała go unikać. Dlatego cały czas musiała chodzić z eskortą, albo Lukasem.
Jack w końcu zrozumiał, że nie da rady tak z nią pogadać i dał sobie spokój. Siedział godzinami w swojej kwaterze, nie jadł, nie rozmawiał, zadania wykonywał powoli i niechętnie.



Dobra, już wyjaśniam o co chodzi. Rozdziały będą krótsze, bardziej...konkretne. Napisałam kilka rozdziałów naprzód, dlatego kiedy będzie 4 komentarze OD RAZU wstawiam nowy rozdział. Myślę,że to dla was dobra motywacja.

środa, 22 lipca 2015

Rozdział 6

Skończyłam czytać drugi tom, został mi jeszcze trzeci. Ale takich emocji, jakie przeżyłam, na sto procent nie doświadczę w następnej książce. Dlatego piszę teraz. Połączyłam tu kilka rozdziałów, dlatego rozdział może być długi.


Dni mijały Elsie jak sekundy. Historie, jakie opowiadał Jack wydawały się bajkami, ale ona dobrze wiedziała, że to szczera prawda. Zastanawiała się, co robi, kiedy się nie spotykają.
On tymczasem odwiedzał innych członków jednostki. Poznawał ich, słuchał o poprzednim życiu. Wielu jednak mu nie ufało i opowiadali tylko o teraźniejszości. Rozmowy z nimi zawsze kończyły się jednym i tym samym, albo po części podobnym zdaniem:
-Uważaj. Kiedy Lukas dowie się, że chcesz zabrać mu miłość, nie zostaniesz żywy. Szczególnie, że jesteś tym kim jesteś.
Nie wiedział co to znaczy, ani kim jest Lukas, więc puszczał ostrzeżenia mimo uszu.
Tego dnia Jack miał zakończyć swą opowieść tym, jak umarli rodzice Elsy. Myśl o tym, że to jest najprawdopodobniej ich ostatnie takie spotkanie czuł ucisk w klatce piersiowej. Nie miał zielonego pojęcia co to jest. Ale podobnie działo się, gdy ją widział. Wtedy czuł jednak pieczenie i gorąco właśnie tam.
''Co ta kobieta ze mną robi?''-pomyślał szybko. Nawet kiedy o niej myślał, wydawało mu się, że rozpływa się. Ale to miało się skończyć. I zająć się obowiązkami. Wiedział o tym, a jednak nie chciał kończyć. Do jego pokoju weszła mała osóbka o kruczoczarnych włosach. To była Ines, kobieta z którą Jack lubił rozmawiać, bo kiedyś pracowała jako psycholog. Była mądra i wspaniale było słuchać jej. Weszła by sprawdzić, czy dobrze się czuje, bo zawsze od rana nie było go w pokoju tylko latał po jednostce i z wszystkimi rozmawiał. Teraz leżał na łóżku wpatrując się w sufit.
-Co jest?-spytała siadając obok niego.
-Nie wiem. Dziś kończę spotkania z Elsą. Opowiedziałem jej już wszystko.
-Czy ty...o nie! Jack nie brnij w to bagno.
-Chcę...chcę by to ostatnie spotkanie...
Jack zerwał się nagle z łóżka i uśmiechnięty od ucha do ucha zaczął mówić do Ines jak najęty. Jego plan był...niemożliwy, a jednak chciał wcielić go w życie.
-Nie...Nie! Nie zrobię tego! Wiesz jak by mnie ukarano za takie coś?! Nie mogę używać mojej mocy i dobrze o tym wiesz!
-Ale ja mogę. Ja nie usłyszałem żadnego regulaminu, czy przestróg.
-Co masz na myśli?
Jack podniósł jedną brew do góry i uśmiechnął się dziwnie.
-Kiedy byłem w twoim pokoju...
-...kwaterze-poprawiła do dziewczyna. Przywiązywała do jednostki dużą wagę, a także to tego jak się o niej mówi.
-Dobrze, kiedy byłem w twojej kwaterze mówiłaś mi o twoich...eksperymentach. Kiedy wyszłaś umyć ręce, spojrzałem na fiolki i ujrzałem coś, co teraz mogłoby mnie zainteresować.
-Jack, to co robię jest nielegalne i nie wypróbowane.
-A co by było, gdyby nagle ktoś dowiedział się o tym i na przykład...komuś o tym powiedział?
-Na pewno zostałabym ukarana. Nie można mnie wyrzucić, ani zabić. Może areszt domowy, albo...
-Albo to, czego się nie spodziewasz... Można by coś tam wymyślić.
-Nie odważysz się...
-Nie wiesz do czego jestem zdolny.
-I to wszystko dla niej? No dobrze, ale nie obwiniaj mnie potem ok?
-Dzięki Ines! Jesteś wielka!
Jack przytulił dziewczynę. Ona uśmiechnęła się i lekko zarumieniła. Potem poszli do jej pokoju. Przez chwilę czegoś szukała, przeglądała. Potem wyjęła skrzynkę, którą otworzyła szybko jakimś kodem. Wyjęła z niej maleńką saszetkę z połyskującym proszkiem w środku. Potem wyjęła równie małą fiolkę z płynem przypominającym wodę.
-Posłuchaj uważnie durniu. To jest moja moc w proszku. Ale to pewnie już wiesz. Do fiolki wsypujesz połowę proszku, wstrząsasz i wypijasz. Kiedy Elsa przyjdzie położysz pozostałą część proszku na dłoń i dmuchniesz ją na nią. Zemdleje, ale tylko na kilka minut. W tym czasie ty musisz wyobrazić sobie to, co chcesz. Kiedy Elsa się obudzi, będzie widziała dokładnie to samo.
-Trochę skomplikowane-rzekł chłopak wyciągając rękę po przedmioty. Ta jednak cofnęła się o krok.
-Na pewno chcesz ryzykować swoje i jej życie? Oboje jesteście bardzo ważni.
-Nie martw się. Nie pozwolę skrzywdzić Elsy. O mnie się nie martw. Pa!-rzekł i szybko wbiegł do swojej kwatery.
Nadchodziła godzina druga, czas, w którym Elsa szła do Jack'a, by znów wysłuchać jego historii. Wiedziała, że za kilka dni on skończy opowieść, a może nawet dziś. Jednak cieszyła się, że go spotka. Już miała wychodzić z kwatery główniej, takim centrum dowodzenia, gdy w drzwiach stanął Lukas.
-Gdzie idziesz?-rzekł spokojnie.
-Przecież wiesz.-odrzekła przybliżając się do. niego
-Znowu do niego? Jestem zazdrosny.
-Nie masz o co...
-Nie?!-jego ton zmienił się teraz diametralnie i stał się naprawdę zdenerwowany.-Codziennie tam chodzisz, znikasz na dwie godziny. Skąd mam wiedzieć, co tam robicie, co? A może ty mnie już nie kochasz?
-Jasne, że cię głuptasie. Jego informacje...Po prostu muszę wiedzieć...
-Tak?! A może wolisz po prostu jego niż mnie...
-Lukas....
-Może już ci się znudziłem...
-Lukas...
-Może puszczasz się z pierwszym lepszym za moimi plecami?!
-Lukas!
Elsa była już na skraju rozpaczy. Gorąco, jakie biło od narzeczonego mogło ją zabić, ale on nadal przybierał temperatury. Bała się, że zaraz może stać się coś strasznego.
-Idź do niego, Elsuniu. Przecież wolisz jego ode mnie. Idź...
Wybiegła z zapłakanymi oczami. Od razu wyczarowała nad sobą małą chmurkę ze śniegiem, by się odrobinę ochłodzić. Zawsze wiedziała, że Lukas jest impulsywny, ale nigdy nie był aż tak. Szła tak starając się opanować łzy. Nie mogła tak pokazać się Jack'u. Kiedy stanęła przed jego drzwiami odetchnęła głęboko. Idąc tu widziała, jak Ines się jej przygląda, ale nie przejmowała się tym. Weszła do pokoju, gdzie Jack już na nią czekał. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Usiadła na łóżku i otarła resztki łez.
-Co się stało?-rzekł zaniepokojony Jack. Ukląkł przy niej i złapał za dłonie.
-Nic...To znaczy...pokłóciłam się z kimś.-powiedziała Elsa wciąż na niego nie patrząc.-Nie powinnam tu teraz przychodzić, taka rozklejona...
-Elso...-Jack złapał ją za brodę tak, aby musiała na niego spojrzeć.-jeszcze nigdy nie byłaś piękniejsza.
Elsa zachichotała smutnie.
-Pewnie mówisz tak każdej, żeby ją poderwać.
-Gdybym chciał kogoś poderwać zrobiłbym tak.
Wyciągnął otwartą dłoń i dmuchnął na Elsę proszek. Zemdlała. W tym czasie Jack zamknął drzwi na klucz tak, by nikt im nie przeszkadzał.
    Otworzyła powoli oczy. Czuła się jakoś inaczej. Jakby po podróży w czasie, albo...narkotykach. Stała na dachu wieżowca, patrzyła w dół na poruszające się auta i malutkich ludzi. Jak się tu dostała?
Pamiętała te dni, kiedy była młoda i tyle razy próbowała popełnić samobójstwo. Jakie rzeczy wymyślała, by tylko nikt się nie domyślił. Ale w końcu nigdy jej nie wychodziło.A teraz? Stała tu i wpatrywała się swoimi intensywnie fiołkowymi oczami w dół. W przepaść. Krok do przodu. Spadała. Z zamkniętymi oczami czekała, aż śmierć przyjdzie by ją zabrać. Trwało to jakby wieczność, kiedy nagle ktoś złapał ją z pas. Ciepłe, męskie dłonie oplatały się w talii. Poczuła intensywny, piękny zapach. Nie otwierała oczu i dała się ponieść demu niesamowitemu doznaniu. Wiatr we włosach całkowicie rozwalił jej fryzurę i jej włosy były teraz wszędzie. W końcu wylądowali na tym samym, wysokim budynku, na którym wcześniej stała samotnie Elsa. Mężczyzna postawił ją na ziemi. Obrócił się w jej stronę twarzą. Nadal miała zamknięte oczy. Złapał ją za dłonie. Jedną z nich przesuwał po ręce Elsy i powoli przysuwał się do jej ucha. Kiedy w końcu tam dotarł wyszeptał:
-Gdybym chciał kogoś poderwać zrobiłbym tak.
Delikatnie ucałował ją w szyję, a jego ręka nadal szła w górę. Zaczął namiętnie całować ją po szyi, a po niej przechodziły dreszcze rozkoszy. W końcu jego ręka dojechała do twarzy, a on delikatnie pogładził ją po policzku. Wtedy otworzyła oczy i ujrzała fiołkowe oczy Jack'a wpatrujące się w nią z miłością. Ich usta zbliżyły się, a kiedy w końcu się pocałowali oboje poczuli dreszcz. Uśmiechnęli się do siebie oparci czołami. Stali tak kilka minut, kiedy w końcu opadli na posadzkę, gdzie Jack ułożył głowę na jej udach w taki sposób, by widział tylko ją. Odgarnął kosmyk włosów opadających jej na twarz. Ona przeczesywała jego włosy swymi drobnymi palcami również wpatrzona w niego. W końcu splótł swoją dłoń z jej dłonią i odrzekł cicho:
-Teraz możemy być razem.
Elsa uśmiechnęła się w odpowiedzi, a jej oczy znów stawały się błękitne. Kiedy ujrzała uśmiechniętego Jack'a leżącego na jej nogach strąciła go błyskawicznie. Nagle wieża, niebo, ludzie i samochody zaczęły znikać, a na ich miejsce pojawiał się pokój.
-Jack to...to niemożliwe.
-Jakie niemożliwe? Elso, nie przejmuj się jednostką. Jest nie ważna.
-Tu...tu nie chodzi o jednostkę...
-Elso, dopiero dziś zrozumiałem, jak wielkim uczuciem cię darzę, jak bardzo cię kocham. Wiem, że ty też mnie kochasz.
-Jack, przestań! Nigdy nie było i nie będzie żadnej  miłości. Posłuchaj ja...ja mam narzeczonego.
-Że co masz?!
-Tak Jack, narzeczonego, z którym się pokłóciłam idąc tutaj. To co się wydarzyło...Nie wiem czym mnie odurzyłeś, ale mogłabym za to cię wysoce ukarać. Ale nie zrobię tego. Nie, ponieważ ty NIKOMU nie powiesz co tu zaszło jasne?
-Dobrze, ale na drugi raz, powiedz mi, zanim zniszczysz mnie. A teraz już idź. Wyjdź stąd!
Elsa otworzyła szybko drzwi i wyszła. Doskonale wiedział, kto ją odurzył. Spojrzała na Ines ze wściekłością w oczach. Druga z nich za to wpatrywała się w nią  z otwartą buzią. Na początku Elsa nie wiedziała o co chodzi. Dopiero potem dotarło do niej, że jej włosy są w totalnej rozsypce. Szybko ruszyła do swojej kwatery.''Boże, co Lukas sobie pomyśli?!''-myślała Elsa.

I jak? No to dotąd miałam wszystko zaplanowane. Teraz nie wiem o czym będę pisała, ale wszystko jak zwykle zależy od was :) Dodatkowo i anonimy mogą teraz dawać komentarze, więc serdecznie do tego zapraszam. Oczywiście oczekuję jak zwykle długich komentarzy ;)
4 KOMENTARZE=NASTĘPNY ROZDZIAŁ

wtorek, 21 lipca 2015

UWAGA! WAŻNE INFO!!!

Sprawa wygląda tak, czytam teraz tak bardzo wciągającą książkę, że nie jestem wstanie normalnie funkcjonować. Kiedy tylko skończę trylogię (zostało mi 1.5 książki) napiszę wam naprawdę świetny rozdział, gdzie wreszcie w pełnej krasie pojawi się Jelsa. Rozdział mam już zaplanowany, ale nie jestem w stanie go napisać. Dodatkowo książka tak inspiruje, że wydaje mi się, że będzie to najlepszy rozdział (miłosny) jaki napisze w życiu.
Szykujcie się na niezłą eksplozję miłości!!!
Mam nadzieję, że się cieszycie ;*

sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 5

    Darowałam wam ten jeden kom, wiem, że niektóre z was chcą się nacieszyć wakacjami. Poza tym miałam ochotę trochę popisać.


Jack obejrzał swój pokój. Był niesamowity, a jednocześnie go ograniczał. Ilość różnych sprzętów i dziwnych przedmiotów można było policzyć na palcach, ale w jego oczach była to jakaś mega zaawansowana technologia. Dotknął jednego ze sprzętów wyglądającego jak telefon. Bez wyświetlacza. Tylko z jakimiś przyciskami. Przedmiot wydał z siebie przeraźliwy huk, za wibrował i spadł z półki, na której leżał. Jack niepozornie kopnął przedmiot pod półkę.
''Na pewno nikt nie zauważy''-pomyślał i przeszedł do kolejnego przedmiotu. Zaraz zrezygnował jednak z dotykania ograniczając się do samego patrzenia-''Może nie będę już niczego dotykał.''
Otworzył szafę i spojrzał na ubrania w środku. Same granatowe ciuchy, co mu oczywiście pasowało. Ale to nie były lekkie bluzy, a kombinezony. Na samą myśl, że będzie musiał się w coś takiego ubrać Jack skrzywił się.
''No dobra. Elsa kazała, Jack zrobi''-powiedział chłopak uśmiechając się przy tym.
Włożył jeden z kombinezonów z krótkim rękawkiem. Nie był wcale taki zły, ale wolał swoją bluzę. Posiedział tak jeszcze w pokoju jakieś pół godziny i punktualnie do jego kwatery weszła Elsa.
-Witaj ponownie, Jack.-powiedziała spokojnie.
Leżący chłopak od razu podniósł się z pozycji leżącej i usiadł na łóżku. Dziewczyna również usiadła. Przez chwilę obserwowała nowy wygląd Jack'a. Jej wzrok przykuły jego mięśnie. Wpatrywała się w nie dobrą minutę. Potem otrząsnęła się i czerwona jak dojrzała wiśnia odwróciła wzrok.
-Jack, nie jesteś tu ze względu na mnie.-rzekła po chwili- Jesteś tu ze względu na jednostkę. Ale je muszę wiedzieć. Muszę poznać całą prawdę, począwszy od tego, jak się o mnie dowiedziałeś, skończywszy na śmierci....na śmierci moich rodziców.
-Prosisz mnie, abym opowiedział ci moje życie. Wiesz, że to może chwilę potrwać?-powiedział uśmiechając się zalotnie.
-Mogę poświęcić dla ciebie godzinę dziennie. Wystarczy?
-Skoro tak, zacznijmy teraz. Kiedyś...nie wiedziałem kim byłem. Byłem sam, moje życie nie miało sensu. Kiedy miałem dość chodziłem do miejsca, w którym wiedziałem o wszystkim. Ludzie tam wiedzieli to, o czym nawet ja nie miałem pojęcia. Pewnego dnia znów usiadłem na parapecie i słuchałem, co dzieje się na świecie. Jeden z nich powiedział: ''Córka króla jest wiedźmą. Jest niczym królowa śniegu. Dosłownie!'' Pomyślałem...musiałem się przesłyszeć. Ale coś kazało mi lecieć do pałacu. Coś kazało mi tam zajrzeć. Wszedłem do pokoju. Była noc, ale nocna lampka oświetlała część komnaty. Wtedy ujrzałem. Małą, bezbronną istotkę. Potrzebowała mnie. I mojej magii. Wiedziałem o tym...
Elsa przychodziła  do niego codziennie. Na początku tak jak obiecała-na godzinę.
-...ale potem zostałem Strażnikiem. Mała Elsa musiała sobie beze mnie poradzić w niektórych sytuacjach. Było mi przykro, że nie mogę się z nią widywać, ale musiałem jakoś dać sobie radę, skoro moja mała ''mrożonka'' dawała radę.
Potem całymi dniami wyczekiwała spotkania z nim. Powoli stawał się bratem, przyjacielem. Nie mogła się skupić, bo cały czas myślała o nim.

No dobra, akcja jest taka. Piszecie, co myślicie o rozdziale. Piszecie też, co myślicie o takich photoshopach jak w tym rozdziale (czy lubicie, czy nie, czy chcecie, czy nie). Jeżeli się podoba napiszcie też o tym. Jeżeli komentarze będą ładne, rozdział będzie szybko:) Mam nadzieję, że pasuje ;)
PS. Snapchat: aimer_elda

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 4

   No to jestem już w domu :)


-Witaj Jack-odezwała się postać stojąca w cieniu. Nie był to głos, którego oczekiwał. Ten był piskliwy i gładki.
-Nie jesteś Elsą-powiedział szorstko Jack.- Nie mam zamiaru rozmawiać z nikim. Chcę, by to ona przeprowadziła ze mną wywiad.
-Nie taka była umowa. Chciałeś z nią porozmawiać? Porozmawiałeś. Czas i byś ty wywiązał się z umowy. Poza tym, ona nie chce cię już widzieć.
-Powiedzcie jej, że znam powód, dla którego jej rodzice wypłynęli. Nie jest on taki, jaki ona myśli. Przekażcie jej to i powiedzcie jeszcze, że musi tu przyjść jak najszybciej.
Kilka minut później....
-Co?-Elsa stanęła jak wryta. On znał powód? Jak to możliwe? Co zrobił? Musiała się dowiedzieć.
-Aha i jeszcze jedno. Przywieźli człowieka, który uważa, że potrafi zamieniać wodę w kamień. Nie mamy gdzie go osadzić. Pokój przesłuchań jest zajęty. Może...
-Może co?!
-Może Jack udał by się do wolnego pokoju na końcu jednostki. Wtedy mogłabyś z nim spokojnie porozmawiać. Bez kamer. Bez podsłuchów. W cztery oczy.
W głowie Elsy zaświtał pomysł. Dość szatański. I piekielnie trudny. Ale zmusi się do tego. Będzie dla niego miła.
Mimo iż Jack nie był już przykuty do siedzenia nie mógł wytrzymać w tak małym pomieszczeniu. W czasie, gdy umierał z nudy dostrzegł, że w każdym z czterech górnych rogów pokoju znajduje się malutka kamera. Przez jakiś czas bawił się i robił w ich stronę głupie miny. W końcu jednak znudziła mu się ta zabawa i zaczął pokazywać, że chce spotkać się z Elsą.(Szkoda, że nie wiedział, że oni wszystko słyszeli). Wyglądało to prze komicznie, kiedy Jack pokazywał Elsę i udawał dziewczynę. W końcu drzwi się otworzyły. Do środka weszło dwoje uzbrojonych mężczyzn. Nie wyglądali tak strasznie, ale i tak Jack nie chciał mieć z nimi do czynienia.
-Jack Frost? Zapraszamy-powiedział jeden z nich. Jack niepewnie wyszedł i zobaczył postać stojącą tyłem do niego. Kiedy mężczyźni wyszli postać rzekła:
-Wszyscy mają wrócić do pokoi. Szybko. Przekazać.
Mężczyźni odrzekli szybkie: Tak jest, równocześnie przykładając dłonie do piersi.
-Cześć, Jack.-postać odwróciła się. Była nią Elsa. Uśmiechnięta Elsa.
-Elsa?
-Przepraszam, ze tak wcześniej na ciebie naskoczyłam. Teraz zaprowadzę cię do siebie. I..opowiem trochę o tym miejscu.
-Elso...
Dziewczyna wyciągnęła dłoń w geście uciszenia. Potem niepewnie ją cofnęła.
-Nie zadawaj głupich pytań. Najlepiej w ogóle ich nie zadawaj. Albo...w ogóle się nie odzywaj. Dobrze?
Chłopak  już chciał coś powiedzieć, ale zgodnie z instrukcjami Elsy kiwnął głową.
-Chyba zrozumiałeś. A teraz chodź.
Najpierw szli pustym korytarzem.
-Już wiesz, czym zajmuje się nasz jednostka. Teraz dowiesz się, jak działa. Każdy z nas, ja także, jest podzielony z dwóch różnych...względów. Nazywamy to kręgi i bataliony. Do kręgu należysz ze względu na swoją moc. Batalion mówi o umiejętnościach. Na tyle ile do tego pierwszego przydzielasz się właściwie sam, do batalionu jesteś oceniany pod pięcioma różnymi względami. Zdyscyplinowanie, panowanie nad mocą, spryt, intuicja i walka. Jest 5 kręgów i 6 batalionów. Teraz wejdziemy do kręgu żywiołów. Ja do niego należę.
Jack nawet nie miał ochoty jej przerywać. Mówiła o wszystkim, o czym chciał wiedzieć. Weszli do korytarza, gdzie po obu stronach były duże szyby. Elsa pokazywała raz na prawo, raz na lewo i opowiadała, przy każdym lekko skinając głową.
-To Diana-ma moc ziemii, lub jak kto woli natury. Trzeci batalion. A to Rene-jej męski odpowiednik. Również trzeci batalion. To Carmen, a to Lukas-oboje mają moc ognia, oboje w drugim batalionie. To Atilla i Milo-oboje mają moc wody. Atila w czwartym, a Milo w piątym batalionie. I...Noemi i Larry. Moc powietrza. Noemi jest z nas wszystkich najmłodsza, ma zaledwie 11 lat. Ale świetnie daje sobie radę. Oboje w trzecim batalionie. Zaraz przejdziemy do drugiego kręgu. A teraz opowiem ci więcej o batalionach. Jest ich pięć i szósty-batalion zerowy. Nie znaczy to, że w tym batalionie osoby są najgorsze. Są właśnie za dobre, by należeć do jakiegokolwiek innego batalionu. Do pierwszego batalionu można dostać się na dwa sposoby-albo jesteś perfekcyjny, albo ktoś cię do niego mianuje. W pierwszym batalionie jesteś tutaj szefem, rozkazujesz. Ja jestem w pierwszym batalionie. No i jesteśmy. Tao kolejny krąg. Krąg życia.
Weszli do niego i było tak samo jak w poprzednim.
-To Narcyza-posiada moc ożywiania. Trzeci batalion. A to Alan. Również moc ożywiania. Czwarty batalion. Melisa-moc uzdrawiania, piąty batalion i jej męski odpowiednik- Onufry-czwarty batalion.  A teraz przejdźmy do kolejnego kręgu. W naszej jednostce nie ma ani jednego człowieka. Żaden z nich nie ma tu wstępu. Nasz próg przekroczyło tylko dwóch ludzi. Założyciel Albert , i jego córka Isabell. Albert...był naszym założycielem. On jako jedyny, normalny człowiek nas rozumiał. I to on mnie mianował do pierwszego batalionu. Na łożu śmierci.
Po policzku Elsy spłynęła samotna łza, którą szybko otarła.
-A teraz......Krąg śmierci. To Lidia-drugi batalion i Andreas-trzeci batalion. Oboje z mocą uśmiercania wewnętrznego. To Platonida  i Gregor. Piąty i czwarty batalion. Moc uśmiercania zewnętrznego.  Kolejny krąg to krąg mocy nadzwyczjnych. Chodźmy.
 To Connie-moc teleportacji, piąty batalion i Alec-moc teleportacji, czwarty batalion. A to Blair i Miles. Oboje w drugim batalionie. Teraz przejdziemy do ostatniego kręgu. Na razie to będzie twój krąg. Tam będziesz mieszkał, dopóki nie wyjaśnimy twojej mocy. To krąg mocy niezbadanych. Nazywany też mocy nie wyjaśnionych, nieznanych i wiele innych. Ale dla ciebie to krąg mocy niezbadanych. To Ines i Peter. Oboje w trzecim batalionie. Ich moc, to moc zmieniania rzeczywistości. A to...To bliźniaki. Mają najbardziej niezwykłą i niezbadaną moc jaką dotąd odkryliśmy. Nazwaliśmy ją moc Triduo. Samodzielnie nie są w stanie nic zrobić, ale gdy tylko się dotkną... I dotarliśmy do ciebie. W środku masz kombinezon. Masz się w niego ubrać. I za godzinę do ciebie przyjdę.

4 KOMENTARZE=ZACZYNAM PISAĆ KOLEJNY ROZDZIAŁ

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 3

No dobra, chciałyście to macie. Bardzo szybko wbiłyście te 3 komentarze. Miło mnie tym zaskoczyłyście. Dzięki. Na kolejny rozdział możecie jeszcze poczekać dłużej, bo jestem teraz u kuzynki i zapomniałam zeszytu z bardzo ważnymi elementami fabuły. W przyszły poniedziałek powinnam być już w domu. Wtedy na pewno dostaniecie ten nowy rozdział. Może uda mi się wcisnąć jakiś pomiędzy. Zobaczymy. Tym czasem zapraszam na konfrontację!




-Powiedział, że chce rozmawiać tylko z Elsą.-rzekł wysoki mężczyzna.
-Nie będę z nim rozmawiała. Niech wywiad przeprowadzi z nim Blair. Albo Miles. Nie ja.-rzekła zirytowana Elsa.
-Hej, przecież wiesz jakie są zasady, prawda? To Strażnik.
-Mam to w dupie! Wyślijcie obojętnie kogo, ale nie mnie!
-Elso...
-Nie, Lukas, nie chcę go widzieć rozumiesz? Bardzo mnie skrzywdził. Nie wyobrażasz sobie jak.
Mężczyzna przytulił ją.
-Jego informacje są dla nas bardzo ważne. Przecież to wiesz, myszko. Proszę cię, idź tam, przeprowadź z nim wywiad i wszystko się skończy. Obiecuję.
Dziewczyna odepchnęła go lekko.
-Dobrze. Ale nie będę go traktować go inaczej, jasne?
-Ok. Tylko pamiętaj, jego moc objawia się podczas gdy jest zły.
-To dobrze.-Elsa uśmiechnęła się złowieszczo.-W takim razie, kiedy ON się zdenerwuje, będziemy mieć nowe próbki.
Jack siedział w swojej ''celi''. Gdy tylko ktoś do niego przychodził, powtarzał:
-Chcę rozmawiać z Elsą.
W końcu zrobił się znużony. Przywiązany do niewygodnego krzesła, z opuszczoną głową zasnął.
    Śniła mu się Elsa. W czasach, kiedy widywali się co noc. Była wtedy taka malutka. Jak mogła wyrosnąć na taką piękną kobietę? Jak mógł tego nie zauważyć?
Obudziło go zimno. Zwykle mu to nie przeszkadzało, ale to zimno było inne. Niepozorne, a jednak zabójcze. Wpatrywał się jeszcze w piękne wzory na ścianach. Wiedział, że do niego idzie. Wiedział, że zaraz się z nią zobaczy.
-Jack Frost.-odezwał się nagle łagodny głos w nie oświetlonej części pokoju.-Strażnik.
Postać zbliżała się, a Jack przyglądał się jej coraz bardziej.
-Nie bój się. Nie zrobimy ci krzywdy. Jesteśmy tu teraz, oboje, aby dowiedzieć się czegoś o tobie. Jeżeli szybko wyjawisz nam to, co chcemy wiedzieć, jeszcze dziś wrócisz do domu.
Jego oczom ukazała się kobieca postać. Jasne włosy, spięte w warkocz, delikatnie opadały na prawie ramię. Ubrana była w granatowy kombinezon, rękawiczki i wysokie buty w tym samym kolorze. Postać uśmiechała się swymi delikatnymi, pociągniętymi ciemno różową szminką ustami.
Jedyne co Jack zdołał wydusić było:
-Wow....-wypowiedziane z otwartą buzią.
-Pewnie mało wiesz o sobie, a dokładnie o swojej mocy.-mówiła Elsa przechadzając się po pokoju.- Oprócz tego, że posiadasz moc lodu, masz jeszcze inną, znacznie bardziej interesującą umiejętność.
-Elso....Jak....jak ty urosłaś!
-Nasza jednostka-kontynuowała dziewczyna nie zważając na uwagi Jack'a.-ma za zadanie znajdowanie osób z magicznymi mocami, a następnie badanie ich.
-Elso, tak dawno cię nie widziałem! Minęło....Minęło tyle lat....
-Tak będzie też z tobą. Tyle, że o tobie wiemy znacznie więcej, niż o którymkolwiek z ludzi.
-Elso, jak ty wypiękniałaś...
-Z racji twoich...obowiązków, nie możemy cię tu długo trzymać...
-Elso....
-Przestań!!!
-Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać? Normalnie?
-Przez lata tkwiłeś przy mnie niczym kamień u nogi. Przez lata moja rodzina szukała najwybitniejszych lekarzy, aby pozbyć się z mojej głowy ''chłopaka'' który przychodził do mnie co noc. Aż w końcu moi rodzice przez ciebie umarli. Bez ciebie nie potrafiłam się kontrolować. Czekałam, aż ty zrobisz to za mnie. Chciałam uciec od rodziny i ciebie, w takie miejsce jak to. Ale ty wróciłeś. I teraz znów nie dajesz mi spokoju. I wiesz co? Gdyby nie to, że jesteś bardzo ważny dla jednostki. Z pewnością skończyłabym z tobą raz na zawsze.
Po policzkach Elsy mimowolnie kapały łzy. Łzy złości, cierpienia i rozgoryczenia.
-Koniec wywiadu. Nie chcesz współpracować, to przyjdę jutro. Może przejaśni ci się w głowie....

4 KOMENTARZE=ZACZYNAM PISAĆ KOLEJNY ROZDZIAŁ

piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 2

 No dobra, 3 komentarze były....Czas zobaczyć naszą historię z trochę innej perspektywy...


Jestem wolny...Może nie tak wolny jak byłem zanim zostałem strażnikiem...Ale i tak jestem wolny. Nigdy nie dam się zmanipulować. Nigdy nie dam się omamić. Jestem wolny...

Uliczki tutaj są takie ciemne...Ale lubię w nich przebywać. Nie kręcą się tam żadne dzieciaki, więc mogę tutaj spokojnie pomyśleć.
Widziałem, jak coś się za mną ruszyło. Nie bałem się. W ogóle. Po prostu byłem ciekaw. Podszedłem bliżej i moim oczom ukazały się dwa zielone ślepia. Przez jakąś sekundę pomyślałem, że to jakiś potwór Mroka. Niektóre nadal chodziły po tej ziemi. Mieliśmy je ze Strażnikami usuwać, jeżeli taki by się pojawił. A ja nie miałem siły walczyć z tym stworem. Kiedy wyskoczył ze swej kryjówki wydałem z siebie piskliwy, aczkolwiek bardzo męski krzyk. To był kot. Tylko kot. Poślizgnąłem się i wpadłem do czegoś. Było tam ciemno. Nie widziałem nawet siebie. Nie słyszałem żadnych głosów. 
Spostrzegłem się, że siedzę, a ręce mam związane z tyłu. Nagle usłyszałem kroki. Za chwile stukot obcasów. Z głowy ściągnięto mi worek. Jasne światło pomieszczenia oślepiło mnie na dłuższą chwilę. Nagle ujrzałem rozmazaną postać. Wydawało mie isę, że to była...Nie to nie mogła być ona. W każdym razie wybiegła zaraz z pokoju. Potem słyszałem głos. Chyba jej głos...
-Każdy, tylko nie on. Każdy rozumiesz!
Kiedy mój wzrok doszedł już do siebie ujrzałem oddalającą się postać przez drzwi. Wszędzie rozpoznałbym te oczy. Te włosy...
-Chcę rozmawiać z Elsą

3 KOMENTARZE=ZACZYNAM PISAĆ NASTĘPNY ROZDZIAŁ

wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 1

 Miały być 4 komentarze! No dobra, z racji tego, że na moim pierwszym blogu PRAWIE nic się nie dzieje, macie tu pierwszy rozdział, który co nieco wyjaśni (na pewno więcej niż prolog).


Uciekałam przez całe życie. Przed rodzicami, siostrą, opiekunkami, przed samą sobą. Zastanawiałam się, kiedy to się skończy. Kiedy minie to całe szaleństwo?
Była zima. Oczywiście moja ulubiona pora roku nie zdołała mi nic zrobić. Czułam się jak ryba w wodzie. Mijałam kolejne ulice. Błąkałam się po mieście. Raz po raz chciałam się wrócić. Do siostry, do domu...Ale nie, to byłby błąd. Tym bardziej, że tyle już szkód narobiłam. Nasza rodzina była znana w mieście, dlatego co chwilę ktoś mnie zaczepiał. Prosił o autograf, składał kondolencje, albo po prostu coś proponował. Denerwowało mnie to, że nie mam chwili spokoju na myślenie.
Skręciłam w jakąś boczną uliczkę. To był duży błąd.
Stało tam kilka nastolatków, może z dwóch już dorosłych. Wszyscy patrzyli się na mnie z miną typu:
'' Dziewczynka z dobrej rodziny trafiła w niewłaściwe miejsce.''
Że też musiałam trafić akurat teraz, kiedy moje emocje i tak są zszargane.
-Przepraszam, już sobie idę-rzuciłam  i szybko odwróciłam się plecami do nich.
-Czekaj!-krzyknęła jedna z dziewczyn.-Ty jesteś Elsa...jak jej tam...No nieważne. Jesteś dziana nie? Kopsnij kilka stówek, a puścimy cię wolno.
-Nic nie mam-powiedziałam, bo rzeczywiście nic nie miałam. Wiedziałam, że jeśli nic im nie dam, moja moc się ''uaktywni'
-Coś ci nie wierzę maleńka-rzekł jeden ze starszych chłopaków. Podszedł do mnie, wyrwał mi torebkę i zaczął w niej grzebać.-Rzeczywiście, nic nie ma...Ale to cudeńko we włosach...Pewnie jest warte kupę kasy.
Jedyna pamiątka po Annie i po mamie...Nie mogłam jej mu oddać.
-To pamiątka. Coś, co mi zostało, po zmarłych rodzicach. Proszę puśćcie mnie. Nie wiecie, co zaczynacie.-rzekłam z łzami w oczach.
-Myślisz, że to mnie obchodzi?! Brać ją!
Zaczęli łapać mnie i okładać. Obrażenia nie były głębokie, potrafiłam obronić się lodem. Ale im bardziej pokazywałam im potęgę mojej mocy, tym bardziej atakowali. W końcu nie wytrzymałam. Całą swoją mocą uderzyłam w nich. Zamienili się w słupy lodu.
-Prze...przepraszam-powiedziałam zapłakana.-Przepraszam.
Pojawili się jacyś ludzie ubrani w granatowe kombinezony.
-Chodź Elso-mówili, ale ja nie słuchałam. Płakałam...
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Żadnych mebli, okien, nawet łóżka. Tylko metal. Rozprostowałam nogi i wstałam. Zakręciło mi się w głowie i zrezygnowałam ze wstawania. Bolała mnie głowa i ręce. To pewnie po tej wczo....walce. Tylko ile dni od niej minęło, gdzie jestem i co się tak właściwie stało? Odpowiedź przyszła szybko.
''Drzwi'' otwarły się po chwili. Wyszłam, bo na zewnątrz widziałam światło, które oślepiło mnie po chwili.
Na krześle obrotowym, przy drewnianym biurku siedział starszy mężczyzna. Miał siwą brodę i okulary. Schludny garnitur był moim zdaniem idealnie dobrany do jego wyglądu.
-Witaj Elso!-powiedział ciepło.- Usiądź proszę.
-Jeżeli jest pan kolejnym psychologiem-rzekłam nie pewnie od razu siadając, bo znów zaczęło mi się kręcić w głowie.-to dziękuję bardzo, ale już jestem zdrowa.
-Och Elso, nie jestem jednym z tych ludzi, którzy mówili, że jesteś nienormalna. Oni nie byli odpowiedni dla ciebie. Ja cię znam. Znam twą moc.
-Coś panu nie wierzę. Ale fakt, że wie pan o moim...przypadku, jest dość interesujący.
-Jestem Albert. Tak masz do mnie mówić. Żaden pan, dobrze?
-Dobrze, Albercie...Możesz powiedzieć mi, gdzie jestem?
-Na świecie istnieje więcej ludzi z magicznymi mocami, niż myślisz. Moim zadaniem jest izolowanie takich ludzi od regulierów.
-Że czym?
-Regulier-człowiek bez magicznych zdolności. Tutaj możesz czuć się bezpieczna Elso. To miejsce dla ciebie.

Zmniejszmy trochę liczbę:
3 KOMENTARZE=zaczynam PISAĆ kolejny rozdział

piątek, 26 czerwca 2015

Prolog

 Życie. Ludzie zaczynają je od płaczu. Ale potem jest lepiej. Potem śmieją się i mają szczęśliwe życie.

-Elso?-powiedziała starsza kobieta.-Chcesz zobaczyć swoją młodszą siostrę?
Mała Elsa wbiegła od razu do komnaty. Na łóżku leżała kobieta. Obok siedział mężczyzna. Oboje spoglądali na kołyskę.
-Kochanie...-powiedział cicho mężczyzna.-Poznaj Annę.
-Ania!-krzyknęła szczęśliwa dziewczynka.
-Cii...-uciszyli ją rodzice- Ona teraz śpi.
 Podeszła do kołyski. Leżała tam dzidziuś jak z bajki. Okrąglutka twarz pokryta była piegami. Uśmiechnięta Elsa zaglądała do kołyski. Nawet nie zauważyła, kiedy ze szczęścia zamroziła część kołyski. Anna zaczęła płakać. Dziewczynka gwałtownie się odsunęła.
-Elso, chyba...powinnaś już iść nasze panie muszą odpocząć-powiedział ojciec małej.
Spojrzała jeszcze na rodziców i grzecznie udała się do pokoju. W ich oczach pierwszy, ale nie ostatni ujrzała strach.
Położyła się do łóżka. Obudziła się w środku nocy. Na jej parapecie siedziała zakapturzona postać, wpatrująca się w zorze polarną.
-Kim jesteś?-powiedziała dziewczynka siadając na łóżku.
-Z tego co wiem-zaczęła postać-jesteś tu księżniczką. A one najpierw się przestawiają, a dopiero potem pytają o godność drugiej osoby.
-Masz rację-dziewczynka zsunęła się z łóżka.-Jestem Elsa z Arendelle-ukłoniła się.-A ty?
-Jestem Jack Frost-podał jej rękę. Ona odsunęła się szybko.
-Nie podchodź!-rzekła.
-Dlaczego?
-Bo jestem niebezpieczna i mogę ci coś zrobić.
-A cóż takiego? Mogłabyś mi pokazać?
Elsa wyciągnęła małe rączki przed siebie. Zaraz pojawiła się między nimi mała, magiczna kula, wokół której latały płatki śniegu.
Chłopak uśmiechnął się i kucnął przy  niej. Wytworzył podobną kulę. Ta jednak była o wiele większa i latały wokół niej o wiele większe płatki śniegu.
Dziewczynka patrzyła to na niego, to na kulę. Z otwartą buzią stała tam i nie mogła oderwać od niego wzroku.
-Skoro ty jesteś niebezpieczna, ja też.-powiedział chłopak i ponownie wyciągnął dłoń w jej stronę. Ta uścisnęła ją.


Od tego momentu widywali się już co noc.


Elsa pierwszy raz kogoś skrzywdziła. Siostrę. Kogoś, kogo tak bardzo kochała. Z jednej strony była bardzo smutna dlatego, że już nigdy więcej nie zobaczy siostry. Z drugiej jednak była zadowolona, że już nigdy więcej nie zrani siostry.
-Jack!-zawołała w nocy.
-Co się stało?-nagle zjawił się chłopak.
-Jestem niebezpieczna! Ja nie chcę! Anna!
-Ci...Uspokój się. Będzie dobrze.
Chłopak przytulił dziewczynkę. W jego obecności zawsze była spokojna. Czuła, jakby był jej bratem.
-Już dobrze. A teraz idź spać.
-A opowiesz mi bajkę?
-Dobrze.
Jack swą mocą wyczarował magiczne zwierzęta i postacie. Zaraz w jej pokoju pojawiło się kilkanaście bajek, a ona sama zasnęła.


Przychodził do niej nawet w dzień.

-Jack, mógłbyś mi podać Hiacyntę?-mówiła Elsa.
-Do kogo mówisz, kochanie?-zapytała mama małej.
-Do Jack'a, mojego przyjaciela.
-Przyjaciela?
-Tak. Wiesz mamo, ma taką samą moc jak ja. On nie ma siostry, ani brata.

Mówiła o nim coraz częściej. Rodzice w końcu stwierdzili, że to nie wyimaginowany przyjaciel, a choroba psychiczna.

-Więc twierdzisz-mówił obcy pan, którego rodzice nazywali psychologiem-że masz przyjaciela, który ma taką moc jak ty?
-Tak, już mówiłam.-powiedziała Elsa.-Jest ze mną, odkąd urodziła się Anna.

Ale pewnego dnia zaczął przychodzić coraz rzadziej. Ale i tak Elsa nie przestawała o nim mówić.

-Musicie jechać?-spytała nastolatka.
-Musimy. Kiedy wrócimy wszystko się zmieni. I będzie lepiej. Obiecujemy.-powiedziała mama i przytuliła córkę.

Jej rodzice zaginęli. Może umarli.


-Jack!!!-krzyczała zdenerwowana Elsa.-Gdzie jesteś?!
-Co się stało, mrożonko?-pojawił się nagle chłopak na parapecie.
-To przez ciebie!
-Co przeze mnie?
-To przez ciebie moi rodzice umarli! Oni chcieli się ciebie pozbyć! Gdyby nie ty, nie popłynęliby tam!
-Hej, hej, hej...To nie moja wina. Przecież...
-Wynoś się. Wynoś i nigdy nie wracaj!
-Jesteś zdenerwowana. Na pewno tak nie myślisz!
-Nie myślę?! Moi rodzice nie żyją! Gdzie byłeś, jak cię wołałam?! Gdzie jak cie potrzebowałam?!
-Posłuchaj, w moim życiu coś się zmieniło....
-Co?! Nie chcę cię znać! Nie przychodź już nigdy więcej.

Gdy ją opuścił przestałą panować nad mocą. Nie miał już kto ją uspokajać. A wtedy bała się jeszcze bardziej. I koło się zamykało. W końcu uciekła.

Sprawa wygląda tak:
4 komentarze-Zaczynam PISAĆ następny rozdział